Aha, nareszcie po paru miesiącach dałam, wszyscy się radują,
oczywiście. Dłuższy wyszedł i postaram się, żeby reszta też taka była, ale
przez ten nagły przypływ miliona sprawdzianów będą rzadko, naprawdę.
AHA, JESZCZE JEDNO, SZANTAŻ. Za radą Justyś. Każdy, kto
to czyta, komentuje. Muszę wiedzieć, ze ktoś czyta, że mam dla kogo pisać. Jak
nie będzie, nie piszę dalej, o.
So, dedykejszyn dla Jagody.
Pierógu, dedykuję Ci oto ten beznadziejny rozdział.
Pozmieniałam trochę, mam nadzieję, że lepiej jest, ale nie mnie to oceniać.
Nie wiem, co mam napisać XD
Wiedz, że zmotywowałaś mnie do napisania tego cholernego
rozdziału. Bo chęci w ogóle nie miałam. Ale Ty, pierogu, pisałaś, że mam pisać
i bam, napisałam.
Dziękuję więc, że kazałaś mi ruszyć tą spasłą dupę i
napisać. I patrz, wyszło coś dłuższego!
Miałam napisać jeszcze o Twojej zajebistości…
Gimusie. A więc, jesteś taka zajebista, że wióry latają.
Jesteś również cholernie inteligentna, zdajesz z klasy do klasy, Soł hipsta!
Słuchasz też zajebistej muzyki, kolejny dowód na to, że jesteś zajebista. Fajnie
się z Tobą pisze, jesteś zajebista. Jesteś wiecznie głodna, no znowu kolejny
argument. Mogłabym tak wymieniać cały dzień, ale geografia sama się nie nauczy.
Och, dlaczego ja nie doceniałam pierwszej klasy?!
***
Po tymże incydencie Iero wyszedł z mieszkania, nie zwracając
uwagi na przeprosiny Way’a. Był w szoku.
Otworzył drzwi od klatki schodowej, przez co zadrżał. Było
cholernie zimno, a on nie pomyślał nawet o tym, aby wziąć ze sobą kurtkę.
Jednak nie chciał się wracać, obejdzie się bez niej.
Musiał się napić, nie będzie czuł chłodu wracając do domu, o
ile będzie wracał.
Skierował się więc do pobliskiego baru, sprawdzając po
drodze, czy aby na pewno ma wystarczająco pieniędzy.
„Wystarczy, żeby się najebać.” – skwitował w myślach.
Myśli o Gerardzie nie dawały mu spokoju. Domyślał się, że ma
chłopaka, ba, Lindsey sama mu to powiedziała, jak widać, za bardzo się nie
kryli. Jednak… dlaczego z nim był, skoro niby kocha jego? Dziwne. Poza tym było
mu głupio, że tak wyszedł, nie dając Gerardowi nic wytłumaczyć. Nie był na
niego zły, jasne, że nie. Bo niby
dlaczego? Przecież to siła wyższa. Był zły na siebie, że niczego nie
zauważył.
A sam Frank? On miał dziewczynę. Kochał ją, a ona kochała
jego. Ale czy na pewno nie kochali się jak przyjaciele? Wiadomo, że każdy
związek opiera się przede wszystkim na przyjaźni, jednak u Franka widać było
tylko tą przyjaźń. Jamia rzadko kiedy dopuszczała Iero do siebie w aspekcie
fizycznym. Oczywiście, że się kochali, ale było to dawno i dziewczyna była
pijana. Zachowywała się, jakby była z Frankiem tylko po to, żeby pokazać innym,
jakiego to ma cudownego chłopaka. A brunet był cudownym chłopakiem, owszem.
Bardzo romantycznym, zapraszał dziewczynę na kolację nawet z okazji miesięcznicy
poznania. Dokładnie pamiętał wszystkie ich ważne daty. Był również czuły i
opiekuńczy. Nie pozwolił, aby Jamii stała się jakakolwiek krzywda. Nestor
również mogła na nim polegać, zawsze. Frank potrafił wysłuchać, wczuć się w
sytuację i pomóc. Po prostu ideał. Mimo to, zauważył ostatnio, że to wynika z
czystego przyzwyczajenia. Był zakochany, owszem. Na początku. Teraz już robił
wszystko, bo musiał.
Czy chciał takiego życia? Nie.
Przerwał rozmyślania, gdy znalazł się pod drzwiami baru.
Udał się do środka i usiadł do dwuosobowego stolika. Jakież
było jego zdziwienie, gdy podszedł do niego barman i zapytał się, co sobie
życzy. Ach, co za uroczy bar. Frank jednak powiedział, że musi się chwilę
zastanowić. Barman posłusznie odszedł.
Sam nie wiedział, dlaczego tak powiedział. Po prostu to
wszystko, to było dla niego za wiele. Sam nie wiedział, czego chce.
Zaczął więc rozmyślać o Gee, ponownie. Jednak tym razem o
tym, co ON do niego czuje.
Zastanówmy się. Frank otwarcie przyznawał się do tego, że
sam jeszcze nie wie, jakiej jest orientacji. Wahał się. Cóż, był jeszcze młody,
miał takie prawo. Aczkolwiek, żadna płeć nigdy go na tyle nie interesowała, aby
dłużej się nad tym zastanawiał. Gdy spotkał Jamię, po prostu to olał. Teraz
jednak musiał pomyśleć, bo to nie było normalne.
Czy Way go kręcił? A i owszem. Te jego przydługie, czarne
włosy, zadarty nosek. Całkowicie blada twarz, oliwkowe oczy, długie, ciemne
rzęsy. Te jego przenikliwe spojrzenie… Wąskie usta i przeżarte nikotyną zęby.
Piękny uśmiech.
Mógłby i wymieniać dłużej, ale przerwał mu mężczyzna, na oko
po dwudziestce. Podszedł do stolika Iero, położył na nim dłoń i podniósł brwi.
-Frank?
Brunet nie odpowiedział, tylko wgapiał się w nieznanego
człowieka.
-No odpowiedz, nie zjem.- ciągnął tamten.
-Znamy się?- zapytał nadal zszokowany ciemnooki.
-Czyli Frankie. No przyjrzyj się!- nalegał szatyn.
Brunet przyjrzał się jeszcze bardziej, o ile się dało.
-Ben!- krzyknął uradowany, po czym wstał i przytulił trochę
starszego przyjaciela.
-Co Ty tutaj robisz, stary?- zapytał radośnie Frankie.
Niemal zapomniał o sprawie z Way’em.
-To chyba ja powinienem zadać Ci to pytanie, mały. –
stwierdził Kowalewicz z szyderczym uśmiechem na twarzy.
-Pomieszkuję u.. przyjaciela. Sam wiesz, jaka sytuacja była
u mnie w domu.- odpowiedział ściszonym, już nie tak bardzo zadowolonym tonem.
-Och, to fantastycznie, że w końcu się uwolniłeś! Już tak
dawno się nie widzieliśmy! Pracujesz gdzieś? I jak nazywa się ten Twój
przyjaciel? Może go znam. –Ben zatłoczył pytaniami, jak to miał w zwyczaju.
-No pracuję.-uśmiechnął się pod nosem. –Znaczy, to taka
niecodzienna praca. Uczę grać na gitarze. Zawsze się coś zarobi. – wzruszył
ramionami i zabrał się za kolejną odpowiedź. Co jak co, ale w tej sytuacji
ciężko było mu mówić o Gee. – Ge-Gerard Way.- wyjąkał.
-To ten czarnuch? Znaczy, no wiesz, ciemne włosy, ciuchy,
wszystko. Ten chłopak Berta?- zapytał.
Frankie wybałuszył oczy. Czyli… tylko mu Gerard nie
powiedział? Tylko on musiał się sam domyślać?
„Aha, fajnie, przecież byłem jego przyjacielem! No właśnie,
byłem…” pomyślał, po czym odpowiedział:
-Tak, to on. Skąd wiesz, że on… No ten, z Bertem?
Ben wywrócił oczyma.
-McCracken jest osobą dość specyficzną. Można go uznać za
chama, egoistę i inne takie , ale jak się zakocha, jest szczęśliwy, musi od
razu każdemu o tym rozpowiadać, nawet jeśli druga osoba nie chce, on ma to
gdzieś. – wzruszył ramionami.
I po raz kolejny Iero zaczął się obwiniać. Gee dawał mu
wyraźne znaki, a on to najnormalniej w świecie olał.
Tak, teraz musiał się upić i to porządnie.
Kowalewicz, jakby czytał w jego myślach, zaproponował piwo.
Frank rzecz jasna zgodził się, ukrywając złość, która wręcz rozrywała go od
środka. Było mu tak cholernie żal Gerarda. Wiedział, że przez niego cierpiał.
***
Jeśliby się dokładnie przyjrzeć, Frank upił się zaledwie
pięcioma piwami. A jego stan był w tym momencie opłakany, przez co Ben musiał
mu pomóc wykonać jakikolwiek krok. Droga zajęła im dobrą godzinę, gdzie przy
normalnych warunkach idzie się zaledwie dwadzieścia minut. Niestety Iero co
chwilę się wywracał, bądź szukał narzędzia do pocięcia się.
Zawsze gdy był pijany, ociekał szczęściem. Nie tym razem.
Weszli do klatki schodowej, po czym z trudem udali się do
drzwi od mieszkania.
Kowalewicz grzecznie zapukał i jego oczom ukazała się
postać. Gee wyglądał gorzej niż trup.
Ben pokręcił głową i rzekł do Way’a:
-Przypilnuj go. Ma jakieś Emo myśli.- i wyszedł.
Gee złapał ledwo stojącego na nogach Franka, a tamten
bezceremonialnie uderzył go w twarz. Stał więc, nie wiedząc, co ma zrobić.
Wiedział, że Iero na trzeźwo by tego nie zrobił. Chociaż,
skąd miał wiedzieć?
Zaprowadził bruneta do sypialni, po czym skierował się do
własnej i po prostu zasnął.
Jak na jeden dzień za dużo tego wszystkiego.
***
Skomentuję! Skomentuję! Ależ ta Jamia jest wybitna! :D *sarkazm* A teraz Frank znajdzie kolejną wymówkę i stwierdzi, ze nie może być z Gerardem, bo zrani Berta :( It's so sad... prawie jak Vivian pieprząca się z Gerardem :( Albo raczej Gerard pieprzący się z Vivian *myśli* Chuj z tym :D Czekam na kolejny ^^
OdpowiedzUsuń-> red like a blood <-
Spokojnie, już napisałam kolejny i idzie rzygać tęczą ;o xd
UsuńŚwietny rozdział czekam na kolejny . Ben Kowalewicz w opowiadaniu :D
OdpowiedzUsuńŚwietny, ciekawa jestem, co dalej. Bo czekam na rozwój frerarda, ale jednocześnie żal mi Berta...
OdpowiedzUsuń