piątek, 20 września 2013

eee

Matko, po takim długim czasie dopiero coś piszę...
No to chciałam zacząć od tego, że przepraszam. Naprawdę przepraszam.
I teraz pytanie, czyta to ktoś? Chce, żebym cokolwiek pisała?
Nawet jeśli będzie to jedna osoba, to obiecuję, że coś dodam.

wtorek, 12 lutego 2013

one-shot

God, nie umiem pisać shotów, tak chujowo skończyłam xd
No w każdym bądź razie wielki come-back i tak się nitk nie cieszy, tak, wiem.
Przepraszam, że tak długo, ale musiałam się ogarnąć (czyt. Dorota kazała mi napisać porno) i to coś powstało. Uprzedzam, że +18. Rozdział BYĆ MOŻE pojawi się niedługo, wystarczy, ze go przepiszę z telefonu, ale mi  się nie chce. Ale zachce się, jak podacie fajne, szkolne, ANGIELSKIE, Frerardy, ta, to szantaż xd
No nie przedłużając dedykuję to Dorocie i dziękuję Ance za cierpliwośc, jak za każym razem pytałam, czy jest dobrze xd <3 I jescze dziękuję Jagodzie, tej kochanej pedałce <3



***
-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł...- powiedziałem ściszonym tonem do chłopaka stojącego obok.
-Dlaczego tak uważasz? - zapytał, jakby zupełnie nie wiedział, o co mi chodzi. Pokręciłem głową i przybliżyłem się do niego.
-To jest sypialnia Twoich rodziców - wskazałem drzwi, które prowadziły do owego miejsca - i Ty masz zamiar tam iść ze mną? Wiesz co tam się działo? - puknąłem go w głowę.
-Wolę o tym nie myśleć - jego mina wyrażała zdegustowanie, zaczynałem coraz mniej rozumieć tego chłopaka - Jednak my możemy robić lepsze rzeczy, nie myśląc o konsekwencjach. Rzadko kiedy zdarzają się sytuacje, w których możemy po prostu zapomnieć o wszystkim, co nas otacza i być razem, jednością - mówiąc to, ściszał stopniowo głos, a na końcu niewinnie się uśmiechnął. Złapałem go niepewnie za rękę.
-Nadal nie jestem co do tego przekonany - zacmokałem, a Iero patrzył mi się prosto w oczy - Możemy co prawda spróbować...- nie dokończyłem, gdyż poczułem zwinne palce Franka wplatające się w moje czarne, lekko przydługie, włosy.
Zaśmiałem się pod nosem. Frank był uroczy i kochany, aczkolwiek bardzo impulsywny. Myślę, że był bardziej dojrzały niż osoby w naszym wieku. Może i brzmi to dziwnie z ust szesnastolatka, jednak dojrzałość psychiczna, zarówno jak i fizyczna, jest sprawą indywidualną.
Może to niezbyt normalne, że właśnie w takiej chwili o tym rozmyślałem, ale było to miłe. Zarzuciłem tylko ręce na szyję chłopaka i kontynuowałem.
Znam się z brunetem od gimnazjum i wiem, że mimo wszystko jest dosyć spokojnym, wyciszonym chłopakiem. Nigdy się nie wyróżniał. Bynajmniej starał się, chociaż sam jego wygląd przyciągał uwagę wielu ludzi, w tym mnie. Niby niski, szczupły chłopak, ale za to jaki cudowny! Wystarczy spojrzeć mu w oczy i od razu wszystko staje się piękne. Kolczyk w wardze dodawał mu drapieżności i przyrzekam - cudownie całuje się z Frankiem, ten kolczyk tylko dodaje uroku pocałunkowi.
Oblizałem wargi, podczas gdy brunet delikatnie musnął moje wargi swoimi, chcąc rozpocząć grę wstępną. Nie sprzeciwiałem się, po chwili wpuściłem jego język do moich ust. Całowaliśmy się namiętnie, aczkolwiek z uczuciem, które widziałaby nawet osoba z boku, której na szczęście tu nie było.
Wracając do wyglądu Franka - zawsze nosił spodnie z dziurą w kolanach. Chyba tylko tam nie miał nic wytatuowanego. A skoro mowa o tatuażach, to Iero miał ich mnóstwo. Kochał ozdoby na ciele i chciał mieć ich jak najwięcej. "Dziary" nie szpeciły chłopaka, a dodawały mu "tego czegoś". Nie wyobrażam go sobie bez tego.
Frankie położył jedną dłoń na moim biodrze, dając mi znak, że chce, abyśmy przeszli do pokoju. Spiąłem się. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać, udając się z nim do sypialni. To znaczy, oczywiście wiedziałem, że będziemy uprawiać seks, rozmawialiśmy o tym wcześniej, nie chcieliśmy, żeby podczas podobnej sytuacji, któryś z nas, nie byłby pewien co do tego. Teraz, kiedy rodzice chłopaka wyjechali, natrafiła się idealna okazja to tegoż czynu, ale mimo to, bałem się. To był gejowski seks, to musi boleć. A że to nie ja byłem stroną dominującą w związku, byłem pewien, że ten ból przejdzie na mnie. Wiedziałem, że Frank nie zrobi mi krzywdy, jednak kto by się nie przejmował będąc na moim miejscu? Kochałem go i chciałem być z nim jak najbliżej się da. Chciałem być z nim jednością.
Z tegoż powodu, niski chłopak otworzył drzwi i wpadliśmy do pokoju, nadal obdarzając się pocałunkami. Niemal od razu delikatnie popchnął mnie na łóżko, dając znak, że nie może już wytrzymać.
Nie zwlekając, ściągnął ze mnie koszulkę i chwilę potem, starając się chociażby dawać mi przelotne pocałunki, przeszedł do paska od spodni. Czy to właśnie był ten moment? Dla wielu taki ważny? Miałem stracić dziewictwo. To było... dziwne. Jednak byłem wdzięczny, że właśnie z Frankiem. Ten chłopak był naprawdę kochany i gdybym w ostatniej chwili powiedział, że nie chcę, przestałby. Tak bynajmniej myślę. W każdym bądź razie - im było bliżej, tym bardziej się bałem. Starałem się nie myśleć o początkowym bólu, tylko o tym, jak będzie cudownie, kiedy moje czułe miejsce przyzwyczai się do penisa Iero, który będzie się we mnie zwinnie poruszał. Taką miałem nadzieję, a jak wiadomo - nadzieja matką głupich. Zaśmiałem się pod nosem ze swojej głupoty, przez co Frankie na chwilę się zatrzymał i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Nic, nic. Zupełnie nic - odparłem wesoło.                                                                                                                    
- Na pewno chcesz? - upewnił się.
- Tak, chcę. Boję się, ale... to chyba musi boleć, prawda? - szepnąłem. Frank zszedł z moich nóg i usiadł obok mnie, delikatnie obejmując.
- No boli, chyba. Nie wiem, nigdy tego nie robiłem. Ja też się boję - wyznał - Nie chcę, żeby Cię bolało. Postaram się być delikatny, o ile Ty chcesz.
- Frank, przestań - odsunąłem się od niego i spojrzałem prosto w jego oczy i kontynuowałem - Gdybym nie chciał, powiedziałbym Ci, naprawdę. Chcę, bardzo chcę. Mimo że będzie bolało, wiem, że to tak po prostu musi być. Proszę Cię, nie przedłużajmy i w końcu to zróbmy - powiedziałem podniesionym głosem. Iero tylko uśmiechnął się cwaniacko i dosłownie się na mnie rzucił.
Walka z paskiem nie trwała długo. Nim się obejrzałem, leżałem w samych bokserkach.
Ze względu na to, że mieliśmy pierwszy raz uprawiać seks,  czułem się dosyć niepewnie przez fakt, iż byłem niemal nagi, kiedy Frank nadal pozostawał w ciuchach. Było to niezręcznie, nigdy nie pokazywałem się przed kimkolwiek nago, a teraz jak gdyby nigdy nic, miałem zostać pozbawiony ubrań.
Iero, ku mojej uciesze, odchylił się do tyłu, pozwalając mi tym samym, zdjąć jego, jakże zbędną, koszulkę. Nie byłem już tak bardzo skrępowany, ponieważ miałem świadomość, że i Frankie za chwilę będzie półnagi, niestety po zdjęciu przeze mnie jego bluzki, chłopak odsunął się i dalej pieścił moje spragnione ciało. Podobało mi się, naprawdę, ale, cholera, mógłby już być nagi.
Kiedy zjechał ręką na moje bokserki, przez które wystawała nabrzmiała męskość, zirytowałem się i zabrałem jego dłoń i nie bawiąc się dłużej w przeciąganie, zsunąłem z niego spodnie wraz z bokserkami i ujrzałem stojącego na baczność dużego członka chłopaka. Spojrzałem się na niego z niemrawym uśmiechem i przyciągnąłem go do siebie, łącząc nasze usta razem.
Podczas tegoż pocałunku, mój chłopak delikatnie zsunął ze mnie bokserki, uważając na bolącą męskość. Szczerze mówiąc, lepiej się czułem, gdy Frank rozbierał mnie, jednocześnie całując, w pewnym sensie odwracało to moją uwagę od nieprzyjemnego uczucia nagości, jak na razie nieprzyjemnego, chociaż uspokoiłem się widząc nagiego Iero, był piękny.
Nagle brunet odsunął się ode mnie i udał się do łazienki, jak się domyślałem, po jakiś krem. To zbliżało się tak cholernie szybko, że sam już nie byłem pewien, czy chcę. Targały mną różne emocje i nie każde były dobre.
Mój oddech nieznacznie się przyspieszył, jak Frankie wrócił, trzymając w rękach lubrykant, jednocześnie szukając czegoś wzrokiem.
- Frank? – szepnąłem, jednak na tyle głośno, żeby brunet się otrząsnął. Spojrzał na mnie z uśmiechem i machnął ręką.
- Nic takiego – stwierdził. – Po prostu nie mogę znaleźć prezerwatyw – powiedział i lekko się zaczerwienił.
Pokiwałem głową. – Chyba nic się nie stanie, jak nie użyjemy? Przecież to jest zarówno mój, jak i Twój pierwszy stosunek – stwierdziłem pewnie.
- Zawsze jest jakieś zagrożenie – podrapał się po głowie. – No nie wiem, nie chcę zbytnio ryzykować.
- Przestań, wiesz, że jesteś zdrowy, ja zresztą też. Nie przedłużajmy tego w nieskończoność z powodu braku kondomów, proszę cię! Dzieci mi nie zrobisz przecież! – wypowiedziałem głośniejszym i bardziej oburzonym tonem, a chłopak niepewnie wszedł na łóżko. – Czego ty się boisz?
- Zamknij się już i się kładź – rozkazał, co mnie zdziwiło, ale wykonałem polecenie.
- Co chcesz zrobić? – zapytałem głupio. Przecież oczywiste było, że będziemy uprawiać seks, ale... w taki sposób?
Nie odpowiedział, tylko ułożył się na mnie wygodnie, aczkolwiek oparł się jednym łokciem o łóżko, żeby nie sprawić mi problemu z powodu jego ciężaru, mimo że nie ważył wiele i delikatnie przygryzł płatek mojego ucha, a rękę ułożył na mojej klatce piersiowej i zjeżdżał coraz niżej.  Gdy dotarł do celu, przerwał wszystkie pozostałe czynności i przeniósł swoje usta na moje, zaczynając powoli poruszać dłonią po moim penisie. Kiedy złapał go całego, cicho jęknąłem, co zostało stłumione przez nasze połączone wargi.
Poruszał ręką wolno, nie chciał, żebym za szybko doszedł, tak przynajmniej myślę, jednak podobało mi się tak bardzo, i co najlepsze, nie bolało. Niestety po chwili zabrał rękę i uśmiechnął się tajemniczo, nie miałem pojęcia o co mu chodzi, dopóki nie poczułem jego delikatnych warg na moim członku. Kurwa, jeszcze nic nie zrobił, a ja już czułem, że dojdę.
Nie spiesząc się zbytnio, przejechał koniuszkiem języka po całej długości mojego penisa, podczas gdy jedną dłonią masował moje lewe udo, a drugą trzymał na moim biodrze. Kiedy włożył główkę do swoich ust i zaczął ją pieścić językiem, z moich ust wydobyła się wiązanka przekleństw, dzięki czemu chłopak włożył członka głębiej. Sam nieświadomie przyciskałem jego głowę do owego narządu, było tak cholernie dobrze.
Myślałem, że Frank tym razem pozwoli mi dojść, bo mimo wszystko erekcja wydawała się być coraz większa i bardziej bolesna, mimo przyjemności, jakie sprawiał chłopak. Wyjął penisa z gardła i zaczął całować moją klatkę piersiową, zjeżdżając niżej i niżej, skusił się nawet na pocałowanie jego wcześniejszego obiektu zainteresowania, ale to nie trwało nawet sekundę, takie miałem wrażenie.
Po raz kolejny przerwał czynność i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Gotowy? – zapytał, nadal się we mnie wpatrując.
- Tak – odpowiedziałem, tym razem pewnie, nie myśląc o tym, że będzie bolało. Iero tylko westchnął i sięgnął po wcześniej przyniesiony lubrykant. Chciałem się odwrócić na brzuch, jednak brunet mnie zatrzymał:
- Możesz leżeć na plecach – poinformował.
- W porządku – szepnąłem i zostałem w tej samej pozycji, na co Frankie się zaśmiał. Posłałem mu pytające spojrzenie – No co?
- Jak się dostanę do wejścia, Sherlocku? – zakpił, po czym rozszerzył moje nogi i wszedł między nie, zarzucając je sobie na ramiona. Pokiwałem głową, dając mu znak, że zrozumiałem.
Ta pozycja była wygodna, jednak czułem się niezręcznie. Cóż się dziwić, leżałem zupełnie nagi, rozkraczony przed Frankiem, a pierwszy raz zawsze jest krępujący, ale podejrzewam, że byłoby gorzej, gdybym miał być z kobietą, wszystko jest inne, nie wiadomo, czego może pragnąć, natomiast mężczyzna miał te same narządy co ja i nie było najgorzej, wiedziałem, co mogłoby mu się podobać, mimo że nie była to moja działka w związku z Frankiem. Tym razem nie. 
Zauważyłem, że brunet nałożył dużą ilość specyfiku na dłonie i uśmiechnął się do mnie szeroko. Odwzajemniłem uśmiech, wiedząc już, co chce zrobić. Posmarował moje wejście tymże lubrykantem i zajął się smarowaniem swoich placów. Znowu zacząłem się panicznie bać. Nie chciałem tego przed nim okazać, bo mógłby przestać, a tego nie chciałem. To było tak cholernie dziwne; niby pragnąłem tego, żeby być z Frankiem, moim Frankiem, jednością, ale tak cholernie się bałem bólu, który temu towarzyszył. Poczułem jak chłopak delikatnie wsuwa we mnie jeden palec i sapnąłem. Bolało. Trzymał go cały czas w jednym miejscu, prawdopodobnie chcąc przyzwyczaić mój odbyt do tego, że coś znajduje się w środku. I, cholera, to wcale nie było przyjemne, ani trochę. Jednak Frank nie chcąc tego przedłużać w nieskończoność, powoli zginał i wyprostowywał palec, przez co niemiłosiernie mnie piekło. Miałem wrażenie, że zaraz umrę, naprawdę.
- Przepraszam,– szepnął tuż nad moim uchem – Ale to zawsze najbardziej boli, obiecuję, że będzie lepiej – pocałował delikatnie moje spierzchnięte wargi.
Postanowiłem mu zaufać i wypuściłem powietrze z płuc. Niemrawo uśmiechnąłem się do Iero, który kontynuował nieprzyjemną część. Chciałem, żeby to się w końcu skończyło i na miejsce bólu wstąpiła niewyobrażalna rozkosz, ale jak na razie mogłem o tym tylko pomarzyć.
Odetchnąłem, kiedy brunet wyjął wszystkie palce i najwyraźniej nie miał już zamiaru ich wkładać z powrotem. Spojrzał się na mnie niepewnie, a ja tylko przesłałem mu karcące spojrzenie. Nie chciałem, żeby to tak drastycznie przedłużał, bo coraz bardziej obawiałem się bólu. To były tylko palce, nie ogromny członek mojego chłopaka.
- Oddychaj tylko – zaśmiał się. Jednak mi tak do śmiechu nie było, wolałbym ominąć etapy bólu, co niestety nie było możliwe.
- Jaaasne – bruknąłem – Wkładasz, czy tak będziesz się gapił? Otwarte jest przecież.  – westchnąłem, a Iero zaczął się śmiać. Nim się obejrzałem, nieznacznie przybliżał penisa do mojego odbytu.
A więc to tak miałem umrzeć, ciekawie.
Powoli wsunął główkę i już miałem ochotę się wycofać. Przytuliłem się do Franka jak najmocniej się dało. Mogło mu to utrudniać ruchy, ale nie przejmowałem się tym. Zatrzymał się mniej więcej pośrodku i czekał, aż przestanie tak boleć.
Nigdy nie czułem potworniejszego bólu, miałem wrażenie, że rozrywa mnie od środka.
Frankie poruszył się po dłuższym czasie i zaczął wykonywać delikatne ruchy, które sprawiały mi ten cholerny ból. Pochylił się nade mną i szepnął – Nadal boli?
- Nadal, ale.. chyba już mniej – odpowiedziałem.
- Zaraz powinno przejść zupełnie.
- Mam nadzieję – wypowiedziałem z nutką sarkazmu w głosie, której Frank wydawał się nie zauważyć.
W końcu, po jakże długim cierpieniu, ból zaczął znikać, wraz z coraz to szybszymi i mocniejszymi ruchami Franka. Nie wiedziałem, że mi się spodoba po takiej dawce nieprzyjemności z tym związanej. A jednak. Teraz już jęczałem z rozkoszy i nie chciałem, żeby kiedykolwiek się to skończyło.
 ***

czwartek, 29 listopada 2012

9.

Dobra, jest późno, bo nie miałam jak przepisać. Komputer z "w" się zepsuł, a na klawiaturze ekranowej nie lubię zasuwać xd Poza tym cały czas jeżdżę po lekarzach, albo się uczę.
Sooł, przejdźmy do rzeczy.
10 się szybko nie pojawi, ponieważ:
1. Muszę dokończyć, co nie zajmie mi długo, ale jednak.
2. Jadę o 16 do szpitala, nie wiem na ile. Może nawet na tydzień, albo i dłużej, a przez telefon probowalam, ale nie da się dodać.
No to... Enjoy?



***
Frank przez dłuższy czas starał się znaleźć jakąś normalną pracę, gdyż nie chciał obciążać Gerarda, który i tak ciężko pracował, a pieniędzy nie było prawie wcale.
Właśnie dlatego jechał teraz do centrum. Musiał dostać robotę od zaraz.
Po wyjściu z samochodu skierował swe kroki do centrum.
Rozejrzał się i niemal zwątpił, że cokolwiek tam dostanie.
Wszedł do paru sklepów, z których praktycznie od razu wyszedł. Wszędzie słyszał tę samą gadkę; „Na razie nikogo nie potrzebujemy, jednak w razie potrzeby do pana zadzwonimy.” Znał to na pamięć.
Już miał wychodzić z ogromnego budynku, lecz usłyszał znajomy głos i w ciągu chwili znalazł się przy brunecie.
-No hej.- przywitał go Ben.
-Hej, hej. Co tam?- odpowiedział zmieszany Frank. Nie rozmawiał z Kowalewiczem od czasu tamtego spotkania. Bał się rozpocząć jakikolwiek z nim związany, bo nic, kurwa nie pamiętał, a mógł zrobić coś głupiego.
-Co Cię tu sprowadza?- zapytał przyjaźnie starszy.
-Szukam pracy.- szybko odpowiedział Frankie.
-I co, nic nie ma?
-Niestety nie.
-A może chcesz u mnie?
-U Ciebie?
-U mnie.- odparł wesoło Kowalewicz.
-Gdzie dokładniej?
-Sklep muzyczny. Wiesz, musiałbyś układać płyty, jakieś instrumenty i inne duperele. No i rzecz jasna stać przy kasie i obsługiwać klientów. I doradzać, a wiem, że się na tym znasz, więc większego problemu nie będzie.
Iero uśmiechnął się szeroko.
-Żartujesz?! Stary, byłbym Ci cholernie wdzięczny!
-Nie żartuję. To co, mam rozumieć, że się zgadzasz?
-Jasne!
Mimo iż wiedział tylko, co będzie robił, nic poza tym, zgodził się. Ben był jego przyjacielem, na pewno by go nie oszukał.
-To może chodźmy na kawę?- zaproponował Ben.- Omówimy wszystkie szczegóły.- dodał.
-Pewnie. Ale ja stawiam. –stwierdził stanowczo Frankie.
-Dobra, dobra, chodźmy.- zaśmiał się Kowalewicz.
Udali się do miłej, mało zaludnionej kawiarni w centrum. Zamówili kawę, po czym usiedli na wygodnych fotelach.
-A co tak nagle zacząłeś szukać pracy na poważnie?- zapytał starszy.
-Wiesz, mieszkam u Gerarda, on ciężko pracuje, mało zarabia i muszę mu jakoś pomóc. –odpowiedział popijając pyszną kawę.
-Dobra, to zmienia postać rzeczy.- stwierdził Ben. Frank pokiwał głową.
-Okej. Więc… 5 dolców za godzinę, około siedmiu godzin dziennie. Jeśli będziesz chciał, nie musisz tyle, możesz mniej, albo więcej. No i o zmianach będę Cię na bieżąco informował. Bo wiesz, czasem może się zdarzyć, że będzie trzeba przyjść o trzynastej, a z kolei innym razem o siódmej. No… Coś jeszcze?- poinformował Kowalewicz.
-Boże, nie wiem, jak Ci dziękować.- wydusił z siebie Frank.
-Nie Boże, wystarczy Ben.- zaśmiał się. – A tak poważnie, to nie ma sprawy. Sam powinienem Ci dziękować. Nie mogłem nikogo znaleźć. Dosłownie nikogo. Ej, ten Gerard nie jest już z Bertem, nie?
I właśnie nadeszła ta chwila.
Mówić, czy nie mówić?
Pal licho.
-Nie jest z nim, bo… bo jest ze mną.- wyjąkał.
-A, okej. Tak też tak myślałem. Wyglądasz na nieźle zakochanego, za długo Cię znam. A jak wspominałeś o Way’u… O stary!- powiedział… bardzo głośno starszy. Na tyle głośno, aby każdy znajdujący się w pomieszczeniu usłyszał.
-Ciszej!- syknął Iero. Nie chciał, żeby każdy wiedział, że jest gejem.
-Nie gadaj, że przejmujesz się opinią innych!- Ben się zdziwił a Frank wzruszył ramionami.
-Dobra, już jestem cicho. W sumie to Cię rozumiem. Nie chcesz się z tym afiszować, co znaczy, że to dla Ciebie naprawdę ważne. Uhu, nasz mały Frankie się zakochał!- nabijał się starszy. Iero przewrócił oczyma.- Hej Frank?
-Hmm?
-A  co z Twoją rodziną?
-Nic. Miałem już dosyć. Sam wiesz, jak było… Beznadziejnie. Więc wziąłem pieniądze i uciekłem. Najbardziej jest mi żal dziewczynek. Chyba je odwiedzę.- westchnął.
Właściwie to dzięki Benowi pomyślał poważnie o odwiedzeniu tak zwanych starych śmieci. Mógłby nawet zabrać dziewczynki na parę dni do Jersey, Gee raczej by się zgodził. Cóż, musi z nim o tym poważnie porozmawiać.
-Przepraszam stary. Nie wiedziałem, że to się tak potoczyło… aż tak. – szepnął Kowalewicz. Frankie poklepał go po ramieniu.
-Nie masz za co. W sumie to się cieszę, że właśnie tak się stało. Gdyby nie to, nie poznałbym Gee.- uśmiechnął się szeroko na myśl o jego cudownym chłopaku. Taak, jak na razie mógł dosłownie rzygać tęczą. Na razie. Wiadomo, że później ten związek będzie zupełnie inny. Nie oznacza to, że gorszy, aczkolwiek nie będą się już tal nad nim rozpływać.
-No i takie podejście to ja lubię! Zawsze byłeś optymistą!- stwierdził uśmiechnięty Ben.
-Dobraa, to ja będę leciał. Muszę wstąpić jeszcze do paru miejsc.- właściwie to Frank okłamał Kowalewicza. Po prostu chciał iść do domu odpocząć. A wiedział, że starszy jest taką osobą, która pod taką wymówką nie pozwoliłaby mu pójść.
-Jasne. To jutro punkt dziewiąta w pracy. Wyślę Ci sms’a z dokładnym adresem. Będę wtedy na miejscu, więc wszystko Ci pokażę.
-Okej. To cześć.- rzekł brunet wstając. Odszedł od stolika i dopiero wtedy usłyszał odpowiedź:
-Nara!
Zaśmiał się pod nosem i wrócił do samochodu, po czym wyjął komórkę.
W jego głowie było tylko jedno:
Dzwonić, czy nie?
Westchnął i nacisnął zieloną słuchawkę przy wybranym kontakcie.
Odetchnął głęboko, gdy usłyszał cichutki, tak bardzo dobrze mu znany głos.
-Cherry? –zapytał niespokojnie.
-Frankie?!- powiedział głos po drugiej stronie słuchawki.
-Boże… Jak dobrze Cię słyszeć. Znalazłaś ten telefon?
-Dopiero wczoraj. Nieźle go ukryłeś braciszku. Czemu Cię nie ma? Mama cały czas na nas krzyczy i pije wódkę. Teraz już same musimy chodzić do przedszkola!- żaliła się dziewczynka.
-Przepraszam, kochanie. Musiałem wyjechać. Co Ty na to, żebym zabrał Ciebie i siostrę do mnie na parę dni?- starał się wymusić entuzjastyczny ton głosu.
-Tak, tak! A mieszkasz sam?
-Z chłopakiem.- powiedział za szybko.
Ugryzł się w język.
-Dobra. Jak ma na imię, ile ma lat, jak wygląda?- zapytała się brunetka. Frankie się uśmiechnął. Dziewczynki były zupełnie inne niż ich rówieśnicy. Takie.. bardziej dojrzałe.
-Ma na imię Gerard. Jest ode mnie parę lat starszy, a jak wygląda? No jak człowiek, tak myślę.- zaśmiał się.
-Czyli ileee lat?- dopytywała się mała Iero.
-Dwadzieścia.
-Fajnie. Chcesz Lilly? Słyszy całą rozmowę. Od połowy.
-Tak, możesz mi ją podać.
-Cześć Iero!- krzyknęła do słuchawki druga dziewczynka.
-Odezwała się. No hej. To kiedy do mnie wpadacie?
-Za tydzień mamy ferie. Przyjedziesz po nas?
-W porządku. Tylko nic nie mówcie mamie, dobrze?
-Dobrze. W takim razie ja kończę, bo ją słyszę.
-Dobra, do zobaczenia. Jutro zadzwonię.
-No, papa.
Lilly się rozłączyła, a Frank westchnął. Cieszył się cholernie mocno, że bliźniaczkom nic nie jest, jednak nie rozmawiał o tym z Gerardem.
Trudno, najwyżej go ochrzani.
Teraz więc musiał pojechać do domu przedyskutować to z chłopakiem.
***
-Frank?!- krzyknął kruczowłosy w tym samym momencie, gdy Frank wszedł do mieszkania.
-Co się stało?- zapytał i poszedł do Gee, aby czule go pocałować.
-Gdzie byłeś?
-W centrum… Słuchaj, mogłyby przyjechać bliźniaczki na parę dni?- zapytał cicho.
-Twoje siostry? Coś się stało?- zapytał zmartwiony Gee.
-Tak. Wiesz, mama nadal pije, wyzywa je. Wprost genialnie… Chciałem, żeby chociaż na parę dni oderwały się od rzeczywistości.- westchnął.
Way pokręcił głową i usadowił Franka na swoich kolanach.
-Jasne, że mogą przyjechać.
-Dziękuję.- szepnął mu do ucha.
***
Wczesnym rankiem Iero wyszedł do pracy nic nie mówiąc Gerardowi. Chciał zrobić mu niespodziankę. Ale nie chciał nic mówić, dopóki sam nie będzie na sto procent pewny, czy chce tam pracować.
Nie chcąc wzbudzić zbędnych podejrzeń, zostawił czarnowłosemu kartkę z wymówką, że idzie się spotkać z Benem.
***
Kiedy znalazł się pod budynkiem, na który nakierował go Ben, dopadły go wątpliwości, czy na pewno da rade.
Westchnął i wszedł do środka.
-O, Iero! Punktualnie!- przywitał się wesoło Ben.
-Czeeeeść. Co mam robić?
Kowalewicz wytłumaczył mu wszystko po kolei.
Frank odetchnął z ulgą. Wiedział, że tutaj będzie pracował przez najbliższe parę lat.
-To ja zostawiam Cię samego. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Jakby co, to dzwoń.
-Dam radę.
***
Dochodziła godzina osiemnasta.  Powinien za pół godziny zamknąć sklep. Postanowił więc, że sprawdzi, czy wszystko w sklepie jest na swoim miejscu, oraz czy zgadzają się pieniądze w kasie. Jednak przyszedł kolejny klient.
Ku zdziwieniu Iero, tym klientem nie okazał się kto inny, jak Robert McCracken, były chłopak JEGO Gee.
-O, znowu się spotykamy.- powiedział czarnowłosy niby obojętnie.
-Sł- słucham?- wyjąkał zdziwiony Frank.
-Mówiłem, że jeszcze się spotkamy i to jeszcze nie koniec. – uśmiechnął się chytro, po czym wyszedł i zostawił zszokowanego Franka samego w sklepie.
***

niedziela, 11 listopada 2012

8.

Heheh, najdłuższy rozdział D:
OCZYWIŚCIE PRAGNĘ PODZIĘKOWAĆ JAGUSI ZA BETOWANIE I W OGÓLE ZA WSZYSTKO, NO DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ <3
edit! mam już całą 9, trochę 10. Teraz tylko przepiszę na komputer i dodam c: ale nie obiecuję, że będzie to szybko, bo mam duużo sprawdzianów i badań ;_;
***
Słysząc dzwonek do drzwi, wstał by otworzyć i ku jego zdziwieniu, dosyć wysoka blondynka rzuciła mu się w ramiona.
-Synku!- krzyknęła uradowana Donna.-Tęskniłam!
Owa kobieta odsunęła się od stojącego w przejściu Gee i po wcześniejszym wycofaniu się Way’a do przedpokoju, sama przekroczyła próg wraz ze swoim młodszym synem.
Donna rozejrzała się dookoła, po czym podreptała do salonu.
W tym czasie kruczowłosy przywitał się z Mikey’em. Powiadomił go, iż musi powiedzieć jemu i mamie coś ważnego, więc najlepiej, jak przejdą do salonu, po którym z ciekawością przechadzała się Donna.
-Możecie usiąść?- zapytał Gee, wyłamując palce u rąk. Zawsze tak robił, gdy się denerwował.
Obydwaj usiedli na wygodnej kanapie, a Gee nadal stał, opierając się o framugę drzwi.
-No bo… wiecie, ja nie mieszkam sam i…- nie było dane mu dokończyć, gdyż rodzicielka się wtrąciła:
-Och, masz dziewczynę?
-Mamo, daj mi skończyć. –westchnął.- Mieszkam z kolegą. Przyjacielem właściwie. Poszedł kupić coś sensownego do jedzenia. Chciałem, żebyście go poznali.- wzruszył ramionami, chcąc ukryć zdenerwowanie.
-W porządku. A dziewczynę jakąś masz?- nadal dociekała Donna. Starszy Way tylko pokręcił głową i usiadł na krześle.
Blondyn już otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak przerwał mu huk trzaskających drzwi.
-O, Frank.- uśmiechnął się pod nosem kruczowłosy i podszedł do bruneta.
-Jebane kasjerki! Jebani kierowcy! Jebane korki!- krzyknął zdenerwowany Iero.
-Uspokój się kotek. Mama i Mikey już przyszli.- wymamrotał Way i podrapał się po głowie.
-Przepraszam, już jest okej.- odpowiedział Frank, po czym udał się do kuchni, chcąc rozpakować zakupy. Gee podreptał za nim, zaglądając mu przez ramię, chcąc zobaczyć, co młodszy zakupił.
-Co kupiłeś?- zapytał Franka ciekawy.
-To, czego nie było.- poinformował go głupio Frank.- Idź lepiej zapytać, czy chcą coś do picia, bo pewnie tego nie zrobiłeś.- powiedział, nawet nie patrząc na Gerarda.
Way poszedł więc do salonu, krzycząc po drodze, czego chcą się napić.
Donna siedziała uśmiechnięta, natomiast Mikey wydawał się być oburzony.
-Kawę poproszę.- rzekła blondynka i spojrzała na młodszego syna. Tamten z kolei nic nie odpowiedział.
-Mikey…?- zapytał Gee.
-Kawa. Mocna.- odpowiedział oschle okularnik, po czym wyjął z kieszeni telefon i prawdopodobnie zaczął pisać sms. Gerard pokręcił głową i udał się do swojego chłopaka.
-Kawa razy dwa. Jedna mocna. A mama pije z mlekiem, średnią.- powiedział zrezygnowany Gee i położył głowę na stole. Frak widząc to, podszedł do ukochanego i objął go ramieniem. Czarnowłosy podniósł głowę i uniósł lekko kąciki ust.
-Co się stało, misiek?- zapytał Iero.
-Mikey taki jakiś naburmuszony, jakby miał ochotę mnie zabić. Palant.- westchnął Gerard.
-Ech… Nie przejmuj się nim. Zajmij się mamą.
-Ehe, dobra, chodź. Muszą Cię poznać.
Po zaparzeniu kaw, udali się do pokoju, w którym znajdowali się goście.
-To Frank. Frank, to mój brat Mikey, a to moja mama Donna.- wypowiedział leniwie Gee, a Frank uścisnął dłoń owej dwójce.
-Dzień dobry, miło mi.- odezwał się z uśmiechem na twarzy.
-Och, witaj Frankie!- jak zawsze miło, odpowiedziała blondynka.
Mikey rzecz jasna tylko kiwnął głową, jakby nic poza jego telefonem go nie obchodziło.
***
Po półgodzinie Frank, Gee, oraz Donna zawzięcie dyskutowali na różne tematy. Mikey odezwał się może raz.
-Mamo? Może oprowadzę Cię trochę po mieszkaniu?- zaproponował Gee.
-Jasne!- zgodziła się entuzjastycznie kobieta.
Wyszli, Frank i Mikey zostali sami.
Ku zdziwieniu Iero, blondyn postanowił zacząć rozmowę.
-Więc… jak spędziłeś wieczór? W jakimś fajnym towarzystwie?- zapytał.
-Ach, jeden z najlepszych wieczorów. Bardzo fajnym. Mianowicie z Twoim bratem.- odpowiedział wesoło Frankie.
-Co Ty gadasz? Z nim? Ha, dobre sobie. Gdzie byliście?
-W łazience.
-Aha?
-Tak.- stwierdził idiotycznie Iero.
-Co wy tam robiliście?
-Różne takie. Pralka, wanna. Fajnie było, mówię Ci!- teraz Frank po prostu kpił z blondyna.
-Zaraz, zaraz. Chcesz powiedzieć, że wy… ten?
-Tak.
-To… obrzydliwe!- krzyknął zniesmaczony Mikey.
-Obrzydliwe jest to, że dwójka ludzi jest razem, są ze sobą szczęśliwi i się kochają? Ani się nie afiszują? Pomyśl trochę. Nie chodzimy wszędzie i nie rozgłaszamy tego, że razem jesteśmy. – stwierdził spokojnie brunet.
-Nie, nie to jest obrzydliwe! Obrzydliwe jest to, że mój brat jest z takim burakiem ze wsi!
-Słucham?
-To, co słyszałeś, pedale!- krzyczał Mikey.
-Mnie nazywasz pedałem?! Kurwa, Twój brat też nim jest, jakbyś chciał zauważyć!- teraz Frank również krzyczał.
-Mój brat nie jest szmatą!
-A ja niby nią jestem?! Pohamuj słowa, dobrze Ci radzę!
-Niczego nie będę hamował! Jesteś zwykłą dziwką, która jest z Gerardem, tylko dlatego, że nie ma gdzie mieszkać!
-Skąd możesz to kurwa wiedzieć?! Pojebaniec!
Mikey miał już wykrzyczeć kolejną obelgę, jednak wrzask Donny mu to uniemożliwił.
-Mikey! Frank! Co wy do cholery jasnej wyrabiacie?!
Gee stał obok kobiety całkiem zszokowany. Frank natomiast wstał z kanapy, przeszedł obok Waya, i wyszedł z domu.
-Kurwa..-mruknął czarnowłosy i wybiegł za Frankiem.
Blondynka pokręciła głową.
-Widzisz co narobiłeś? Nie tak Cię wychowałam. Frank przecież jest bardzo sympatycznym chłopakiem. Powinieneś się cieszyć, że Twój brat znalazł sobie kogoś takiego.
***
Kiedy już Gee dogonił Franka, usiedli na pustym chodniku.
-Przepraszam, Frankie…-zaczął kruczowłosy.
-Nie masz za co.- wtrącił się Iero.- Po prostu Twój brat jest idiotą. To ja Cię powinienem przeprosić, że tak nagle wybiegłem.
Gee pokręcił głową i objął bruneta ramieniem.
-Nie, Ty kochanie na pewno nie masz za co przepraszać. Właściwie to tylko Michael powinien przeprosić.- stwierdził.
-Fakt.- uśmiechnął się Frank.- Wracajmy, okej? Zimno trochę.
Gerard nie odpowiedział, tylko wstał i wziął chłopaka za rękę.
Udali się do mieszkania, po którym nerwowo przechadzała się starsza kobieta.
-Jesteście! Mikey chciałby coś wam powiedzieć…-zaczęła.
-Tak, tak. Przepraszam, Frankie.- niemal wysyczał młodszy. Widać, że było to w stu procentach wymuszone.
-Jasne.-odpowiedział Iero.
-Dobrze, to my będziemy się zbierać. Nie chcemy wprowadzać zamieszania…-rzekła Donna.
-Wcale nie wprowadzacie… Znaczy, Ty, mamo, nie wprowadzasz.- odpowiedział Gee, a Frank potwierdził kiwając głową.
-Och, w porządku, kochani. Ale i tak już powinniśmy lecieć. Zobaczymy się kiedy indziej.
-Ehem.- dodał Mikey.
Po pożegnaniu się i wyjściu gości, Frank zaczął się śmiać i mocno przytulił Gee.
-Masz już to za sobą, kochanie. –zakpił.
-Aha, super… Skoro tak, to idę spać. Dosyć mam, wiesz?
-Maruda.- skwitował brunet i pocałował ukochanego w usta.

wtorek, 6 listopada 2012

7.


*** 
Po niespełna piętnastu minutach udali się do łazienki. Ich usta były połączone w głębokim, namiętnym pocałunku. 
Sami nie wiedzieli, dlaczego akurat łazienka. Taki impuls. 
Wszystko toczyło się dosyć szybko, ubrania zrzucali z siebie po drodze, więc gdy już dotarli do łazienki mieli na sobie tylko spodnie.
Iero nie bardzo wiedział, co robić. Był to jego pierwszy raz z mężczyzną. Wiedział, że to boli i to cholernie. Ale postanowił wziąć ten ból na siebie. Poza tym, Gee na pewno znał się na rzeczy.
Ich ciała mimowolnie skierowały się ku pralce. Gerard posadził na niej Franka i delikatnie rozpiął rozporek młodszego, uważając na stwardniałą męskość. Również wolno i spokojnie zsunął z niego spodnie wraz z bokserkami. Frank cicho jęknął, czując palce Way’a zaciskające się na jego penisie.
Brunet niepewnie dotknął dłońmi spodnie starszego, po czym zsunął na dół, nie patrząc na to, czy go boli. Cóż, nie był w tych sprawach dobrze poinformowany.
Kiedy Frankie był całkiem nagi, a Gerard tylko w bokserkach, kruczowłosy sam zrzucił z siebie zbędne bokserki ukazując całkiem dorodną męskość. Podszedł bliżej do Franka i pocałował w usta, jedną rękę wplótł we włosy, a drugą zaczął pieścić przyrodzenie Iero, któremu cholernie się podobało. Gerard zapewniał mu stuprocentową rozkosz.
Way ruszał ręką spokojnie, nie chcąc, aby Frank doszedł za szybko. Chociaż… czemu by nie mógł parę razy?
Przyłożył czoło do czoła Franka, po czym zadał pytanie:
-Na pewno tego chcesz?
Frank pokiwał głową, jednak to Geradowi nie wystarczało, więc powiedział:
-Tak, chcę.
Wtedy kruczowłosy wyplątał rękę z jego włosów, po czym podszedł do szafki pod zlewem. Frank wychylał głowę, chcąc zobaczyć, co czarnowłosy planuje. Kiedy już znalazł upragniony balsam. uśmiechnął się pod nosem. To było to, czego w tej chwili potrzebował.
Wrócił do Franka, który wciąż był w tym samym miejscu. Posmarował ręce balsamem. Zaczął pocierać dłońmi stojącego na baczność, członka Iero. Zajęło mu to niewielką chwilę, gdyż po chwili pochylił się nad brunetem i złożył delikatny pocałunek na jego nabrzmiałym członku. Głęboko odetchnął i powoli przejechał po całej jego długości koniuszkiem języka. Frank zadrżał i złapał Gee za ramiona. Tamten z kolei wsadził główkę penisa do buzi i zaczął ssać. Na początku był spokojny, aby sprawić Frankowi jak największą przyjemność, po chwili w buzi miał niemal całego członka młodszego. Iero jęczał z rozkoszy, czasem zdarzyło wykrzyknąć imię kochanka. W jego głosie było słychać, że jest cholernie szczęśliwy i podniecony. Gerard nadal bawił się przyrodzeniem Franka, czasami zahaczając ręką o jądro. W końcu Frankie nie wytrzymał i krzyknął coś w rodzaju „ja pierdolę, Gerard!”, w tym samym czasie biała ciecz wytrysła z jego penisa prosto w buzię Gee. Starszy posłusznie połknął spermę i uśmiechnął się szeroko. Podniósł się i oplótł rękoma Franka w pasie, mocno ucałował w usta, po czym ściągnął z pralki, przechodząc do wanny, do której, o dziwo, zdążył nalać wody. Prawie że wrzucił tam bruneta. Wziął lubrykant z półki, po czym wszedł do wanny i usadowił się nad Frankiem. Właściwie to usiadł na niego okrakiem, jednak ze względu na to, iż była to wanna, było im trudniej.
-Odwróć się. I najlepiej uklęknij. Tak będzie najlepiej, w końcu to Twój pierwszy raz.- Gee pochylił się nad głową Franka i ją ucałował. Po wypowiedzianych słowach szybko wstał i pozwolił brunetowi zająć odpowiednią pozycję. 
Kiedy już obydwaj byli gotowi, Gee nasmarował jeden palec lubrykantem. Zanim jednak włożył go w wejście bruneta, przytulił się do jego pleców i zapytał:
-Jesteś pewny, Frank? To boli.
Frankie wypuścił powietrze z płuc. 
-Tak, Gee. Nigdy nie byłem bardziej pewien niż teraz. Chcę to zrobić. Wiem, że to boli, ale tylko na początku.- szepnął.
Gee pokiwał głową, po czym nasmarował wejście Franka, chciał sprawić mu jak najmniejszy ból. Wiadomo, że bez niego się nie odbędzie, ale można próbować go zmniejszyć. 
Skierował jeden palec do odbytu Iero. Tamten jęknął z bólu. Way pogłaskał go wolną dłonią po plecach. 
-Cii, Frankie. Obiecuję, że przestanie. To tylko chwilowe.
Aby nie przedłużać w nieskończoność, wsadził dwa kolejne palce, im szybciej, tym lepiej.
Frankie cały czas drżał. Bolało go, a kruczowłosy nie mógł nic poradzić. Frank tego chciał.
Parę razy pozginał i rozprostował palce, tak aby przyzwyczaić Frankiego do sytuacji. 
Kiedy wyjął palce, Iero znacznie się uspokoił. Gerard westchnął i wsadził główkę swojego penisa do otworu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowały się palce. 
Frank syknął.
-Przestać?- zapytał Gee.
-Nie, nie! Proszę, kontynuuj.- odpowiedział Frankie.
Czarnowłosy więc wszedł trochę głębiej, starał się być delikatny. Byli w takiej pozycji przez chwilę, żeby przyzwyczaić wejście bruneta do penisa.
Kiedy Frank powiadomił, że może zacząć się ruszać, Way rozpoczął delikatnymi ruchami. Słyszał ciche jęki Franka, tym razem jęczał z rozkoszy. Zaczął więc poruszać się szybciej. Z gardła Franka i jego wydobywały się coraz to donośniejsze dźwięki zadowolenia. 
Kochali się. Zarówno w aspekcie fizycznym, jak i uczuciowym. Byli ze sobą około godziny, a już wiedzieli, że będą ze sobą kurewsko szczęśliwi.
*** 
Była może ósma nad rankiem, a oni nadal leżeli w łóżku przytuleni do siebie, nie było między nimi nawet milimetra przerwy. Patrzyli sobie głęboko w oczy i się uśmiechali. Można by rzec, że są najszczęśliwszymi ludzi w Jersey. 
Połowę nocy całowali się, dotykali, jednak nie doszło do niczego więcej. Drugą połowę rozmawiali. O tym, co z nimi będzie, czy dadzą radę. I na inne, różne tematy. Zdecydowali, że będą razem mimo wszystko. Jeśli darzą się tak silnym uczuciem, nie mogliby żyć bez siebie, było by wręcz dla nich koszmarem, gdyby mieli to zachować w niepamięć i zostać przyjaciółmi.
Frank również namówił Gee, aby zadzwonił do swojego brata i mamy, żeby ich zaprosić. Way zgodził się, wiedział, że Frank na pewno nie chciałby dla niego złego.
Dzisiaj była sobota, więc nie musieli nigdzie wstawać. Mogli cały dzień przeleżeć w łóżku, jednak dzisiaj miała przyjechać rodzinka Gerarda, trzeba było zrobić jakieś zakupy i posprzątać w mieszkaniu. 
Kruczowłosy jeszcze nie mówił Frankowi, ale chciał go przedstawić jako swojego chłopaka. Wiedział, że Donna i Mikey będą cieszyli się razem z nim. A bardzo chciał się pochwalić takim skarbem, jakim był Frankie.
Bez słowa wstał z łóżka i udał się do łazienki, potrzebował prysznicu. Frankie oczywiście poczłapał za nim i byli skazani na prysznic we dwójkę. Nie, żeby któremuś to przeszkadzało. 
*** 
Podczas, gdy Iero był na zakupach, Gee sprzątał mieszkanie. Dawno nie widział swojej najbliższej rodziny i nie chciał zrobić złego wrażenia. Poza tym, ostatnio strasznie zaniedbał mieszkanie. 
W swojej, a raczej już jego i Franka, sypialni, znalazł fotografię, na której znajdował się on i Bert, przytulali się. Z tyłu zdjęcia znajdował się napis „Never say never, G&B, 17.11.2012 r.”. Way tylko chwilę się przyglądał, po czym wyrzucił zdjęcie do worka na śmieci. Nie chciał już mieć nic związanego z Bertem. 
W tej chwili uważał ten związek za błąd. Myślał, że go kochał. A jakże się mylił! Kochał Franka, już od początku. To dzięki niemu stał się innym człowiekiem. Iero sprawił, że Gee znów żył. 
***
Srututu, nie umiem pisać pornoli. To mój pierwszy i chyba ostatni, lalala. Taak. Można rzygać tęczą.

poniedziałek, 5 listopada 2012

6.


Nie lubię Was. Ale daję 6, bo napisałam. 7 też mam. I tak, będzie tam seks. Ale jak nie będzie 5 komentarzy, to możecie się pożegnać. Chcę wiedzieć, że mam dla kogo pisać, koniec, klamka zapadła.

***
Następnego dnia Frank obudził się cały obolały. Ledwo mógł się ruszyć.
„Kac morderca”- pomyślał i wstał.
Spojrzał w lustro i ujrzał w nim zwykłą postać. Nic go nie wyróżniało. Duże oczy? Pfe, połowa ludzkości takie ma. Nos? Przeciętny. W ogóle, cały był przeciętny. Co Gee w nim widział?
Apropos Gee, co on do cholery wieczorem mu zrobił? Miał tak zwane dziury w pamięci. W głowie miał jednak zarys tego, że bije Way’a, jednak nie wiedział, czy tak było naprawdę. Musiał go oczywiście przeprosić za to, co zrobił. Jednak najpierw musiał udać się do Jamii. Musiał się z nią rozstać.
Nie chciał jej ranić. Jednakże wiedział, że ten związek nie miał przyszłości. On kocha kogoś innego.
Taak, gdy wytrzeźwiał, była to może piąta nad ranem, zrozumiał, że kocha tego mężczyznę.  Miał nadzieję, że Nestor jako tako zrozumie. Nie chciał jej okłamywać, był z nią szczery, to przynajmniej powinna docenić. Poza tym, przez to oddalanie od siebie, też mogła spowodować, że Frank czuł, iż ona go nie kocha. To nie była wina tylko i wyłącznie Iero.
Odrywając wzrok od łóżka, zauważył przez drzwi, jak ktoś krząta się po przedpokoju. Uśmiechnął się szeroko, kiedy to zobaczył. Postanowił wyjść z pokoju i pogadać z Gerardem.
-Hej…-szepnął, patrząc na swoje stopy. Ach, jakże interesujący widok.
-Co, zaraz, Frank?- zapytał, uciekając od niego wzrokiem.
-Taak, ja. Słuchaj Gee, możemy pogad..
-Przepraszam. – przerwał mu Gee.
-Nie masz za co, Gerardzie.
-Ależ mam, wszystko spieprzyłem.- szepnął.
-Nie. Proszę, nie mów tak. – Frank chciał podejść do Gee i go przytulić, jednak przerwał mu dzwonek do drzwi.
-Kurwa.- powiedział Gee i poszedł otworzyć.
Iero nie interesując się, kto przyszedł, udał się do łazienki, w miarę ogarnąć i iść do Jamii. Było po 13, powinna być w domu.
-No, to teraz czas doprowadzić się do porządku- powiedział do siebie i poszedł pod prysznic.
***
Droga do dziewczyny nie zajęła mu tyle czasu, ile chciał. Bał się z nią porozmawiać.  W końcu rozstanie, to rozstanie, nieważne, czy robisz to,  bo chcesz ułożyć sobie życie z kimś innym, czy dlatego, że tak chcesz.
Dosłownie milion razy powtarzał sobie, co ma powiedzieć Jamii, mimo iż wiedział, że powie zupełnie co innego. 
Był już pod jej blokiem. Wahał się, strasznie. Jednak nacisnął odpowiedni guzik i czarnowłosa odebrała.
-Halo?-  usłyszał jej dziewczęcy głos. Wypuścił powietrze z płuc i odezwał się:
-To, ja Frank. Możesz otworzyć?
-Jasne, kochanie. Wchodź.
Otworzyła drzwi i Frank niepewnie wszedł.
Powolnie skierował się do jej mieszkania i nacisnął klamkę. Drzwi się otworzyły, a z kuchni wychyliła się uśmiechnięta dziewczyna.
-Hej kotek, coś się stało? Wejdź.
Iero zdjął buty oraz kurtkę i poszedł do kuchni.
-No tak. Ale przejdźmy od razu do rzeczy. Musimy porozmawiać.- rzekł  i usiadł na krześle.
-Ou, to nie brzmi dobrze. Ale w porządku, o czym chcesz porozmawiać?- usiadła obok Franka.
-Wiesz, że ostatnio strasznie się od siebie oddaliliśmy, prawda? W ogóle nie dopuszczasz mnie do siebie. Musi się stać cud, jeśli pozwolisz się pocałować. Jamia, naprawdę nie chcę tego mówić, ale to już nie ma sensu. Zobacz, strasznie się zmieniliśmy i każde z nas powinno pójść w inną stronę. Nie chcę, abyśmy się dusili w tym związku. –odetchnął.- Nie przerywaj. Byłem w Tobie zakochany po uszy. Tyle dla Ciebie robiłem, ale Ty tego nie doceniałaś. Nie mówię, że wina jest tylko po Twojej stronie. Sam też nieźle namieszałem. I Jamia… My musimy się rozstać. Nie umiem już normalnie funkcjonować w tym związku. To jest jak piernik do wiatraka, rozumiesz?- wyjaśnił spokojnie. Słowa po prostu wychodziły z jego ust. Nieważne, jak je sformułował, ważne że były prosto z jego serca. Otworzył się przed nią.
-Nie wiem co powiedzieć. Masz po części rację. Ale… ja byłam taka, bo mam kogoś innego, Frank.
Franka zatkało. Czyli Jamia go zdradzała? Aha, fajnie, dzięki za info.
-Czyli widzę, że za bardzo się tym nie przejmiesz. W takim razie nie mamy o czym rozmawiać, cześć.- powiedział i wyszedł z jej mieszkania.
Czuł ulgę. Nareszcie mógł być szczęśliwy.
***
Niemal pobiegł do mieszkania Gee. Kiedy miał zamiar otworzyć drzwi, usłyszał krzyki. Gerarda i… jakiegoś innego faceta. Musiał się dowiedzieć, co tam się do cholery dzieje.
Ostrożnie wszedł i ujrzał Way’a z jakimś.. jakimś brudasem, jak to ujął.
-I Ty kurwa śmiałeś ze mną chociażby rozmawiać?! Jesteś skończonym chujem, Way!- krzyczał ten menel.
-Jeszcze głośniej, proszę bardzo, niech sąsiedzi dzwonią na policję, bo jakiś idiota się drze, kurwa, pewnie!- wrzasnął Gee.
Bert spojrzał się na stojącego przy drzwiach Franka i znowu krzyknął:
-Hej, to ten cały Twój kochaś?! Weźcie Wy się wszyscy kurwa pieprzcie, jesteście jebnięci!- McCracken szybko znalazł się przy Franku. Chciał go uderzyć. Nie, on chciał go pobić!
-Zostaw go kurwa!- krzyknął Gee. Szybko się znalazł przy nich i próbował odtrącić Berta. Tamten jednak miał za dużo siły. Zaczęli się szarpać. Gerard nie wytrzymał i przyłożył chłopakowi w twarz. Tamten ani drgnął.
-Kurwa, zabiję cię Way.  Zabiję!  Tego drugiego zresztą też. – wysapał, po czym wyszedł z mieszkania.
Frank nadal stał osępiały. Gerard zresztą też nie wiedział, co mógłby zrobić.
Po paru minutach, brunet ocknął się i podszedł do nadal stojącego przy szafie Gee. Objął go delikatnie w pasie i wtulił się w jego ramiona. Way bardzo się zdziwił, aczkolwiek również przytulił Franka.
-Gee? Ja przepraszam. Kocham Cię. –szepnął i mocniej wtulił się w kruczowłosego. Tamten nic nie odpowiedział, tylko przycisnął do siebie bruneta najbardziej, jak się dało i pocałował jego aksamitne, brązowe włosy.
***

sobota, 3 listopada 2012

5


Aha, nareszcie po paru miesiącach dałam, wszyscy się radują, oczywiście. Dłuższy wyszedł i postaram się, żeby reszta też taka była, ale przez ten nagły przypływ miliona sprawdzianów będą rzadko, naprawdę.
AHA, JESZCZE JEDNO, SZANTAŻ. Za radą Justyś. Każdy, kto to czyta, komentuje. Muszę wiedzieć, ze ktoś czyta, że mam dla kogo pisać. Jak nie będzie, nie piszę dalej, o.
So, dedykejszyn dla Jagody.
Pierógu, dedykuję Ci oto ten beznadziejny rozdział. Pozmieniałam trochę, mam nadzieję, że lepiej jest, ale nie mnie to oceniać.
Nie wiem, co mam napisać XD
Wiedz, że zmotywowałaś mnie do napisania tego cholernego rozdziału. Bo chęci w ogóle nie miałam. Ale Ty, pierogu, pisałaś, że mam pisać i bam, napisałam.
Dziękuję więc, że kazałaś mi ruszyć tą spasłą dupę i napisać. I patrz, wyszło coś dłuższego!
Miałam napisać jeszcze o Twojej zajebistości…
Gimusie. A więc, jesteś taka zajebista, że wióry latają. Jesteś również cholernie inteligentna, zdajesz z klasy do klasy, Soł hipsta! Słuchasz też zajebistej muzyki, kolejny dowód na to, że jesteś zajebista. Fajnie się z Tobą pisze, jesteś zajebista. Jesteś wiecznie głodna, no znowu kolejny argument. Mogłabym tak wymieniać cały dzień, ale geografia sama się nie nauczy. Och, dlaczego ja nie doceniałam pierwszej klasy?!
***

Po tymże incydencie Iero wyszedł z mieszkania, nie zwracając uwagi na przeprosiny Way’a. Był w szoku.
Otworzył drzwi od klatki schodowej, przez co zadrżał. Było cholernie zimno, a on nie pomyślał nawet o tym, aby wziąć ze sobą kurtkę. Jednak nie chciał się wracać, obejdzie się bez niej.
Musiał się napić, nie będzie czuł chłodu wracając do domu, o ile będzie wracał.
Skierował się więc do pobliskiego baru, sprawdzając po drodze, czy aby na pewno ma wystarczająco pieniędzy.
„Wystarczy, żeby się najebać.” – skwitował w myślach.
Myśli o Gerardzie nie dawały mu spokoju. Domyślał się, że ma chłopaka, ba, Lindsey sama mu to powiedziała, jak widać, za bardzo się nie kryli. Jednak… dlaczego z nim był, skoro niby kocha jego? Dziwne. Poza tym było mu głupio, że tak wyszedł, nie dając Gerardowi nic wytłumaczyć. Nie był na niego zły, jasne,  że nie. Bo niby dlaczego? Przecież to siła wyższa. Był zły na siebie, że niczego nie zauważył. 
A sam Frank? On miał dziewczynę. Kochał ją, a ona kochała jego. Ale czy na pewno nie kochali się jak przyjaciele? Wiadomo, że każdy związek opiera się przede wszystkim na przyjaźni, jednak u Franka widać było tylko tą przyjaźń. Jamia rzadko kiedy dopuszczała Iero do siebie w aspekcie fizycznym. Oczywiście, że się kochali, ale było to dawno i dziewczyna była pijana. Zachowywała się, jakby była z Frankiem tylko po to, żeby pokazać innym, jakiego to ma cudownego chłopaka. A brunet był cudownym chłopakiem, owszem. Bardzo romantycznym, zapraszał dziewczynę na kolację nawet z okazji miesięcznicy poznania. Dokładnie pamiętał wszystkie ich ważne daty. Był również czuły i opiekuńczy. Nie pozwolił, aby Jamii stała się jakakolwiek krzywda. Nestor również mogła na nim polegać, zawsze. Frank potrafił wysłuchać, wczuć się w sytuację i pomóc. Po prostu ideał. Mimo to, zauważył ostatnio, że to wynika z czystego przyzwyczajenia. Był zakochany, owszem. Na początku. Teraz już robił wszystko, bo musiał.
Czy chciał takiego życia? Nie.
Przerwał rozmyślania, gdy znalazł się pod drzwiami baru.
Udał się do środka i usiadł do dwuosobowego stolika. Jakież było jego zdziwienie, gdy podszedł do niego barman i zapytał się, co sobie życzy. Ach, co za uroczy bar. Frank jednak powiedział, że musi się chwilę zastanowić. Barman posłusznie odszedł.
Sam nie wiedział, dlaczego tak powiedział. Po prostu to wszystko, to było dla niego za wiele. Sam nie wiedział, czego chce.
Zaczął więc rozmyślać o Gee, ponownie. Jednak tym razem o tym, co ON do niego czuje.
Zastanówmy się. Frank otwarcie przyznawał się do tego, że sam jeszcze nie wie, jakiej jest orientacji. Wahał się. Cóż, był jeszcze młody, miał takie prawo. Aczkolwiek, żadna płeć nigdy go na tyle nie interesowała, aby dłużej się nad tym zastanawiał. Gdy spotkał Jamię, po prostu to olał. Teraz jednak musiał pomyśleć, bo to nie było normalne.
Czy Way go kręcił? A i owszem. Te jego przydługie, czarne włosy, zadarty nosek. Całkowicie blada twarz, oliwkowe oczy, długie, ciemne rzęsy. Te jego przenikliwe spojrzenie… Wąskie usta i przeżarte nikotyną zęby. Piękny uśmiech.
Mógłby i wymieniać dłużej, ale przerwał mu mężczyzna, na oko po dwudziestce. Podszedł do stolika Iero, położył na nim dłoń i podniósł brwi.
-Frank?
Brunet nie odpowiedział, tylko wgapiał się w nieznanego człowieka.
-No odpowiedz, nie zjem.- ciągnął tamten.
-Znamy się?- zapytał nadal zszokowany ciemnooki.
-Czyli Frankie. No przyjrzyj się!- nalegał szatyn.
Brunet przyjrzał się jeszcze bardziej, o ile się dało.
-Ben!- krzyknął uradowany, po czym wstał i przytulił trochę starszego przyjaciela.
-Co Ty tutaj robisz, stary?- zapytał radośnie Frankie. Niemal zapomniał o sprawie z Way’em.
-To chyba ja powinienem zadać Ci to pytanie, mały. – stwierdził Kowalewicz z szyderczym uśmiechem na twarzy.
-Pomieszkuję u.. przyjaciela. Sam wiesz, jaka sytuacja była u mnie w domu.- odpowiedział ściszonym, już nie tak bardzo zadowolonym tonem.
-Och, to fantastycznie, że w końcu się uwolniłeś! Już tak dawno się nie widzieliśmy! Pracujesz gdzieś? I jak nazywa się ten Twój przyjaciel? Może go znam. –Ben zatłoczył pytaniami, jak to miał w zwyczaju.
-No pracuję.-uśmiechnął się pod nosem. –Znaczy, to taka niecodzienna praca. Uczę grać na gitarze. Zawsze się coś zarobi. – wzruszył ramionami i zabrał się za kolejną odpowiedź. Co jak co, ale w tej sytuacji ciężko było mu mówić o Gee. – Ge-Gerard Way.- wyjąkał.
-To ten czarnuch? Znaczy, no wiesz, ciemne włosy, ciuchy, wszystko. Ten chłopak Berta?- zapytał.
Frankie wybałuszył oczy. Czyli… tylko mu Gerard nie powiedział? Tylko on musiał się sam domyślać?
„Aha, fajnie, przecież byłem jego przyjacielem! No właśnie, byłem…” pomyślał, po czym odpowiedział:
-Tak, to on. Skąd wiesz, że on… No ten, z Bertem?
Ben wywrócił oczyma.
-McCracken jest osobą dość specyficzną. Można go uznać za chama, egoistę i inne takie , ale jak się zakocha, jest szczęśliwy, musi od razu każdemu o tym rozpowiadać, nawet jeśli druga osoba nie chce, on ma to gdzieś. – wzruszył ramionami.
I po raz kolejny Iero zaczął się obwiniać. Gee dawał mu wyraźne znaki, a on to najnormalniej w świecie olał.
Tak, teraz musiał się upić i to porządnie.
Kowalewicz, jakby czytał w jego myślach, zaproponował piwo. Frank rzecz jasna zgodził się, ukrywając złość, która wręcz rozrywała go od środka. Było mu tak cholernie żal Gerarda. Wiedział, że przez niego cierpiał.
***
Jeśliby się dokładnie przyjrzeć, Frank upił się zaledwie pięcioma piwami. A jego stan był w tym momencie opłakany, przez co Ben musiał mu pomóc wykonać jakikolwiek krok. Droga zajęła im dobrą godzinę, gdzie przy normalnych warunkach idzie się zaledwie dwadzieścia minut. Niestety Iero co chwilę się wywracał, bądź szukał narzędzia do pocięcia się.
Zawsze gdy był pijany, ociekał szczęściem. Nie tym razem.
Weszli do klatki schodowej, po czym z trudem udali się do drzwi od mieszkania.
Kowalewicz grzecznie zapukał i jego oczom ukazała się postać. Gee wyglądał gorzej niż trup.
Ben pokręcił głową i rzekł do Way’a:
-Przypilnuj go. Ma jakieś Emo myśli.- i wyszedł.
Gee złapał ledwo stojącego na nogach Franka, a tamten bezceremonialnie uderzył go w twarz. Stał więc, nie wiedząc, co ma zrobić.
Wiedział, że Iero na trzeźwo by tego nie zrobił. Chociaż, skąd miał wiedzieć?
Zaprowadził bruneta do sypialni, po czym skierował się do własnej i po prostu zasnął.
Jak na jeden dzień za dużo tego wszystkiego.
***

sobota, 15 września 2012

4.

PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO TRZEBA BYŁO CZEKAĆ I ZA TO, ZE JEST TAK BEZNADZIEJNE! Siedziałam ponad miesiąc poza domem, a jak chciałam dodać, to siostra gapiła mi się w komputer, w końcu jej...
Sooł, wracam z ...tym czymś..




4 miesiące później…
Mieszkali razem od czterech, dość  krótkich miesięcy.
Nikt się chyba nie spodziewał, że Gerard, zamknięty w sobie mężczyzna, zacznie nabywać nowe kontakty i to przez jednego krasnala.
Otóż, Frank i Gee lepiej się poznali. Okazało się, że Iero ma dziewczynę. Way był przez ten fakt przygnębiony, ale niezbyt długo, ponieważ brunet zabrał go na imprezę, gdzie poznał Berta, z którym teraz się spotyka.
Frank nic o tym nie wiedział, czarnowłosy bał się jego reakcji.
Jednakże był z Bertem, a właściwie Robertem, szczęśliwy.
Nie otworzył się jednak na tyle, by powiedzieć mu o swoim tragicznym przeżyciu. Wiedział tylko Frank.
W każdym bądź razie, często wychodził, mówiąc Frankowi, że do koleżanki. Nie mógł nic innego wymyśleć…
***
-Gdzie tym razem się wybierasz?- zapytał tajemniczo Frank. Gerard cicho westchnął i odpowiedział:
-Do Lindsey, nie pamiętasz już?- skłamał kruczowłosy.
-Kłamiesz!- krzyknął Iero.
-C-co?
-Nico. Lindsey dzisiaj idzie ze mną i Jamią na piwo, kłamczuchu Ty. Do kogo naprawdę chodzisz przez ten cały czas?- dopytywał.
I tu złapał Gee na gorącym uczynku. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Ten gnojek być może odkrył jego sekret i tylko czeka na to, aż Way się ujawni.
-No dobra, i tu mnie masz. Poznałem… E…Elizę, tak Elizę. Nie chciałem Ci nic mówić, bo to jeszcze nic pewnego i… no sam chyba rozumiesz, prawda?- starał się dobrze zagrać. Na jego szczęście, udało się i Frank już dalej nie wnikał, tylko powiedział:
-No to gratuluję, stary! Szczęścia Wam życzę!- krzyknął, zanim jeszcze Way wyszedł.
Uśmiechnął się serdecznie i poszedł w stronę mieszkania swojego chłopaka.
Szedł przez ulicę i trochę myślał.
Kochał Berta, i to dosyć mocno, jednak zauważył, że z dnia na dzień, coraz bardziej podkochuje się we Franku.
Jednak, jak wiadomo, Frankie był heteroseksualny, miał dziewczynę. A Gerard? Miał chłopaka, którego, cholera, kochał i nie chciał zostawiać.
Pomyślał, że to może być chwilowe, błędne zauroczenie, które w końcu przejdzie.
Myślał o tym jeszcze chwilę, dopóki nie doszedł do ogromnego budynku. Wszedł do środka i na domofonie nacisnął liczbę „68”.
Czekał chwilę, aż domownik odbierze.
Czekał jeszcze chwilę…
Po kolejnych chwilach chciał już opuścić budynek, jednak usłyszał głos z domofonu. Odetchnął z ulgą.
-Haaloo?- powiedział, jak wiadomo, Bert. Głos miał zaspany i zachrypnięty.
-To ja. –odpowiedział szybko, krótko i wyraźnie.
-Jaki ja?- Gerard pokręcił głową, wiedział, że Bert będzie chciał teraz się „bawić”
-Way, Gerard Way.
-Nie znam… Przykro mi, do widzenia. – prawie się rozłączył, jednak Gee szybko wtrącił:
-Otwórz mi, do cholery jasnej, bo albo sobie pójdę, albo uduszę Cię przy najbliższej okazji… - sapnął. Na szczęście po groźbie, drzwi otworzyły się.
Winda trafiła na siódme piętro, ciemnowłosy skierował się do drzwi chłopaka. Wszedł bez pukania i zastał Berta siedzącego przed komputerem. Spojrzał na niego oskarżycielskim wzrokiem.
-No coo? Nudziło mi się.- uśmiechnął się. Może nie był za przystojny, jednak Gee bardzo się podobał.
Ale i tak nie dorównywał ślicznej buźce Franka…
„Frank, wynocha z mojej głowy!” – krzyknął sam do siebie w myślach.
-Co Ty taki…dziwny?- spytał Robert. Way zauważył, że stoi jak słup soli przy drzwiach od salonu. Potrząsnął głową i zabrał się za odpowiedź.
-Przepraszam, zamyśliłem się- jak zwykle-pomyślał.- Już się ogarniam. – uśmiechnął się i podszedł pocałować ukochanego. Usiadł okrakiem na Jego kolanach i pogłębił pocałunek. Wplątał palce w jego włosy, były równie czarne jak jego samego, jednak dłuższe. Nie czekając na zgodę kochanka, złapał go mocno za krocze i przerwał pocałunek po to, aby móc przenieść się na jego szyję i ozdobić ją malinkami.
Zdjął z Berta koszulkę, czując jak jego męskość nabrzmiewa.
-Ch-chodźmy do ss-syp-sypialni.- sapnął Robert w usta Gee.
Przenieśli się do sypialni Berta.
Jedyne, co było słychać to głośne jęki, nawet krzyki obojgu.
Doszli bowiem niemal w tej samej chwili.
Szczęśliwi i spełnieni, leżeli obok siebie i wsłuchiwali się w bicie swoich serc.
Gerard podobnież nie był pierwszym kochankiem Berta. Robił to bowiem paręnaście razy z innymi mężczyznami, co Way’owi nie przeszkadzało. Wiedział, że byli to faceci na jedną noc- on nie był.
Dochodziła godzina 23, wiedział, że musi iść do domu, aby nie musieć tłumaczyć się Frankowi.
Pomińmy fakt, że chodził jak kaczka, przez co brunet i tak się zorientuje, że coś jest nie tak.
Pożegnał się ze swoim chłopakiem i udał się na autobus. Nie chciał tracić pieniędzy na bilet, więc pojechał na gapę. Kiedy już miał wychodzić, do autobusu weszła kontrola. Dość gruby facet podszedł do Gerarda i powiedział:
-Bilecik proszę.
Nawet się nie obejrzał, a Way z triumfalną miną wyszedł z autobusu.
***
Wszedł do mieszkania dosyć cicho, jednakże po zapaleniu światła ujrzał sylwetkę Franka.
-Byłeś u chłopaka, prawda?- zapytał młodszy, tak prosto z mostu.
Way’a wryło w podłogę. Jedyne, co przechodziło mu przez myśl to „co kurwa?”
-Czekam na odpowiedź…- przyśpieszał go brunet.
Ale nie, Gerard nie miał zamiaru odpowiadać. Spróbował ominąć Iero i iść do sypialni, niestety dość silny jak na swoją posturę chłopak mu na to nie pozwolił.
Spojrzał mu w oczy i jeszcze raz zapytał:
-Gerard, masz chłopaka?
Nic, cisza.
-Gerard…-sapnął.
-No…m-mam.- jęknął.
Nie, nie chciał mu mówić. Ale nie chciał, nie potrafił go okłamać.
„Życie bywa pojebane…”pomyślał.
-Tak myślałem… No nic, dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś, Gerard? Myślałeś, że nie można mi zaufać? Przecież nikomu bym nie powiedział…- zatrzymał się i chwile pomyślał.- Z-zaraz! Bałeś się mi to powiedzieć! Dlaczego?- naciskał.
-Frank… Jezu, Frankie… Kocham Cię…
***

piątek, 10 sierpnia 2012

3.


Wróciłam!*udawane krzyki radości*
Napisałam ten rozdział jakiś dobry tydzień temu, jednakże jestem na mazurach i nie miałam jak dodać, teraz dopiero dorwałam się do kompa ;)
Przepraszam za beznadziejność, ale chyba aż tak źle nie jest.
Co do 4, jest w połowie napisana, jednakże na moim komputerze, ktory jest teraz w Inowrocławiu,a  ja jestem w Olsztynie, sooł... Ale i tak muszę dopisać drugą połowę i poprawiać, więc trochę poczekacie, aczkolwiek będzie ;)
Enjoy !




***
Godzina 11.34. Obudzili się. Po raz kolejny. Razem.
-Frank? Co Ty tu w ogóle robisz?- zapytał w końcu Way. Był ciekaw, co takiego wydarzyło się, że brunet przyszedł w nocy do JEGO łóżka.
Szczerze mówiąc, był przerażony. Niby wiedział, że brunet nic złego mu nie zrobi, jednakże nie mógł mieć do niego stuprocentowego zaufania, znali się strasznie krótko. Poza tym, kto normalny wchodzi do łóżka osobie takiej, jaką był Gerard?
Większość ludzi po prostu się nim brzydziła. Nawet, gdy wyszedł do sklepu po głupi chleb, został zaatakowany ze względu na swój wygląd. Jednak miał taki gust, jaki miał, a o gustach się nie dyskutuje, prawda? Owszem, ale niektórzy ludzie tego nie rozumieją.
Rozmyślania Gerarda zakończyły się gwałtownie, gdyż Frankie rzucił w niego poduszką.
-Słuchasz mnie w ogóle?- jęknął z wyrzutem.
-Niee.. Przepraszam, zamyśliłem się. Mógłbyś powtórzyć?- zapytał ostrożnie.
-Jasne…- westchnął i prawdopodobnie zbierał się do dłuższej wypowiedzi. Odetchnął i zaczął.- No więc, jest mi strasznie głupio o tym mówić, ale mam koszmary, które są cholernie realistyczne. Po prostu ostro się przestraszyłem i postanowiłem przyjść do Ciebie, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Oczywiście, po zaśnięciu obok Ciebie żadnych koszmarów nie było. – końcówkę wypowiedział prawie że niesłyszalnie.
Gerard niedowierzał. Podejrzewał, że Franka nadejdą koszmary przy nim, a nie odwrotnie.
Cóż, rozumiał, co czuje Frank. Od traumatycznego przeżycia, codziennie ma koszmary, okropne koszmary.
W większości jest ten sam motyw:
Las, w którym jest niemal ciemno, przebiega przez niego coś, a raczej ktoś, kto jest aż nierealistycznie szybki, niczym wampiry z rodu Cullenów ze Zmierzchu. W każdym bądź razie, Gerard też tam jest, zupełnie nagi. Stara się uciekać, lecz nie może, nogi odmawiają mu posłuszeństwa i pada na kolana. Za nim staje ten potwór i robi to, co dawno temu wuj Way’a. Później Gee się budzi, cały zalany potem. Drastyczne wspomnienia nie chcą dać o sobie zapomnieć, mimo upływu wielu lat.
Westchnął głęboko i odpowiedział Iero.
-Nie ma sprawy, wiem, jak to jest mieć koszmary…- uśmiechnął się kwaśno- Jeżeli tylko chcesz, możesz przyjść spać ze mną.- na chwilę przerwał i pomyślał, przecież nie miał dzisiaj koszmaru. Może to ze względu na obecność Frankiego?
„Wariujesz coraz bardziej, stary”- pomyślał.
Brunet tylko się uśmiechnął  w geście podziękowania. Chciał coś powiedzieć, jednak Way go wyprzedził.
-Idę się umyć… Jakby co, to masz całą kuchnię do dyspozycji, zrób sobie śniadanie, czy coś… Generalnie, czuj się jak u siebie- wypowiedział i zdobył się na szczery uśmiech. Czuł coraz większą sympatię do tego małego gnoma.
Frank odwzajemnił uśmiech, pokazując rządek śnieżnobiałych zębów.
Way udał się do łazienki. Potrzebował prysznicu.
Rozebrał się, po czym spojrzał w lustro i powiedział sam do siebie:
-Z taką twarzą, i z takim ciałem, to nikogo sobie nie znajdziesz…- mruknął.
Patrzył się jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak pokręcił głową i wszedł do kabiny.
Zimna woda polewała nagie ciało Gerarda. Tamten tylko stał z błogą miną, nacierając skórę żelem.
Zaczął się zastanawiać nad tym, dlaczego Frank tak na niego działa, przecież to nie było normalne. Czasami bał się nawet własnego cienia, a tu proszę, przyjmuje pod dach całkiem obcego człowieka. Jednak już bardzo dużo nad tym myślał, i chyba nic mu już do głowy nie wpadnie. Po prostu zrobił to, co uważał za słuszne.
Zastanawiał się też nad tym, czy nie byłoby lepiej znaleźć sobie jakiegoś… partnera na całe życie. Może i pomógłby mu jakoś odnaleźć się w tym świecie? Jednakże sam nie wiedział, czy byłby w stanie powiedzieć komukolwiek o swojej orientacji, a jak wiadomo, bez tego ani rusz.
Po dobrej godzinie, nareszcie wyszedł spod prysznica. Skóra marszczyła mu się niemiłosiernie, jednak olał to.
Nałożył na siebie bokserki i skarpetki, po czym wyszedł z łazienki.
Wszedł do pokoju po resztę ciuchów, zastał tam Franka siedzącego na łóżku, patrzył się w sufit. Gee postanowił się odezwać:
-Jadłeś coś?- zapytał dosyć cicho. Brunet się poruszył i spojrzał w stronę kruczowłosego. O mało co, nie wyskoczyły mu oczy z orbit. Way po chwili zorientował się, że chodzi o jego brak większości garderoby. Uśmiechnął się pod nosem, wiedząc jak działa na Iero. Tamten po chwili spuścił wzrok z nagiego torsu Gerarda i spojrzał mu w oczy, po czym odpowiedział:
-Tak, jasne. Dziękuję. – szepnął i zaczerwienił się na policzkach. Zdaniem Gerarda wyglądał uroczo.
-To dobrze. Nie ma za co, młody. Dobra, idę poszukać jakiś ciuchów, możesz iść się umyć. Masz do dyspozycji prysznic i wannę, jak już powinieneś zauważyć.- powiedział, dość głośno, jak na niego, Gerard.
-J-jasne.- odpowiedział i szybko poszedł do łazienki.
Właściwie, to nie wiedział, o co mu chodzi. Czyżby się przestraszył?
Albo zauroczył…
„Gadasz głupoty, debilu. On ma pewnie dziewczynę, bo taki ktoś jak on, nie ma dziewczyny? Nie rób sobie nadziei, pedale”- mówił mu głosik w głowie.
-Ech, rzeczywiście coraz bardziej wariuję…- powiedział sam do siebie, głośno na nieszczęście, jednak Frank już był pod prysznicem, jak przypuszczał  i szum bieżącej wody uniemożliwił mu usłyszenie.
Zaledwie po piętnastu minutach, Iero wyszedł z łazienki i przypadkiem wpadł na Way’a. Speszył się, było widać. Starszy jednak tylko się uśmiechnął i powiedział:
-Coraz bardziej Cię lubię, Iero.
***

niedziela, 24 czerwca 2012

02.



Ach, dupa. Daję dwójkę. I nie wiem, kiedy napiszę trójkę. Teraz jakoś zaczęłam wychodzić na dwór,na całe dnie,tak żeby schudnąć i nie mam czasu na komputer!>< Ale...postaram się,nic nie obiecuję,ale może dodam przed 30.06.2012 D:

To wszystko było dziwne, Gerard przecież nienawidził ludzi, brzydził się nimi. A teraz tak jakby nigdy nic daje mieszkać obcemu chłopakowi u siebie w domu?
„Jesteś nienormalny Gerardzie.”-pomyślał.
Jednak… Frank wydawał się być naprawdę wspaniałym człowiekiem. W dodatku miał cudowną buzię. Śliczne rysy twarzy .I nie, Gerardowi się nie podobał, nie chciał nawet się angażować w cokolwiek. Po prostu stwierdzał oczywisty fakt, a że jest gejem nic nie zmienia.
A co jeśli jednak poczuje coś do kurdupla? Skoro przyjął go do siebie bez skrupułów? Przecież to niemożliwe. Co najwyżej mogli parę razy pogadać, choć Gee już wiedział, że Frank może zamieszkać u niego nawet na stałe.
Czy przeszkadzałoby mu to?
Jasne, że nie. Chyba, że sam będzie musiał za wszystko płacić.
Ale zaraz… on przecież jeszcze się uczy. Więc możliwe jest, że trzeba będzie mu znaleźć jakąś szkołę.
„Jezu, o czym Ty myślisz?!”- skarcił się ciemnowłosy.
Nie było to normalne, przecież on chciał tylko mieć gdzie nocować, bo uciekł z domu. I chyba nie miał zamiaru zostawać na dłużej, a Gerard już knuł teorie.
Po raz kolejny rozmyślania Gee przerwał Frankie:
-Przepraszam?- zapytał cicho.
-Hmm? Nie musisz się mnie bać, nie gryzę.- odpowiedział Gerard. Co jak co, ale jego by nie skrzywdził.
-Chciałem się tylko zapytać, czy mógłbyś pożyczyć mi jakiś ręcznik… Bo wiesz, nie myślałem o czymś takim, kiedy uciekałem z domu…- Frank wydawał się być nieźle przestraszony.
-Pożyczę, jasne. –wstał i podszedł do szafki, z której wyjął ręcznik i podał brunetowi.- Tylko jak się umyjesz, przyjdź proszę do mnie, chciałbym… pogadać.- rzekł Gerard. Sam nie wiedział, jak zacząć tą rozmowę, więc w tym czasie, kiedy Frankie będzie się mył, pomyśli o tym.
-Dziękuję. Jestem Ci wdzięczny za wszystko… Ach, dobrze, przyjdę.
Gerard przez ten cały czas myślał. Co ma mu powiedzieć? O co dokładnie się zapytać?
Może zacząć od tego, dlaczego uciekł z domu. I na ile chce się u niego zatrzymać. A później pójdzie z górki. Prawda?
Frank mył się 30 min. Dla Gee nie było to nawet 5 min. Wszedł do salonu i stanął przed Gerardem, miał mokre włosy, przez co wyglądał niesamowicie seksownie.
-To.. o czym chciałeś pogadać?- zapytał się.
-Najpierw usiądź obok mnie, dobrze?- odpowiedział mu kruczowłosy.
„Po prostu zapytaj się, dlaczego uciekł z domu!”-po raz kolejny skarcił się w myślach, właśnie przez Franka.
Brunet usiadł na kanapie, po czym spojrzał się na Gerarda pytającym wzrokiem. Tamten tylko westchnął i zaczął skrobać pytanie.
-Nie wiem, czy powinienem pytać o takie sprawy, jednak wziąłem Cię do własnego mieszkania, mimo iż Cię nie znam, więc chyba nie powinieneś mi się dziwić… Dlaczego uciekłeś z domu, Frankie?- zapytał w końcu Gee. Jego głos nie łamał się, mówił wyraźnie i głośno. Chyba sam już dawno nie słyszał własnego głosu. Był pełen podziwu dla Iero, mimo że tamten nie wiedział, to zmienił życie Gerarda. Rozmawiał z kimś, a to był duży krok.
-Cóż…Pewnie wiele razy słyszałeś tę historyjkę. Usłyszysz ją i kolejny raz- Way kiwnął głową potakująco- Moja mama to alkoholiczka. Zależy jej tylko na tym, żeby mieć wódkę. Ojciec z kolei cały czas pracuje i nie ma czasu na choćby powiedzenie synowi „Cześć”. Ostatnio jednak oboje przeszli samych siebie. Poszedłem do szkoły, było jak zwykle. Jednak nagle do sali weszła moja matka, totalnie narąbana i powiedziała, że zniszczyłem jej życie, po czym wszedł dyrektor i kazał mi iść do gabinetu. Na początku myślałem, że chodzi mu o pijaną matkę. Pomyliłem się. Po wejściu do gabinetu ujrzałem ojca. Siedział nieźle wkurzony, dyrektor pokazał ręką na krzesło i usiadłem. Wiesz co się okazało? Że matka wrobiła mnie w znęcanie się nad nią. Że to przeze mnie pije! Stwierdziła, że nie pomagam jej w domu i na dodatek sprowadzam jakieś dziewczyny i urządzam dzikie imprezy, co jest totalną bzdurą. Codziennie po lekcjach chodziłem do domu i pierwsze co robiłem, to łapałem miotłę i sprzątałem po matce, robiłem obiady, odbierałem moje siostry z przedszkola i zajmowałem się nimi. Dopiero o 22.00 mogłem iść zrobić lekcje, pouczyć się. A matka organizowała imprezy. Ojciec nic nie wiedział, bo skąd? Przecież cały czas pracował w Niemczech. Miał własną, dobrze rozwijającą się firmę. Więc dlaczego ktokolwiek miał mi uwierzyć, że nie ja się znęcałem nad matką? Jeszcze muszę dodać, że mnie biła. Za to, że makaron nie był wystarczająco miękki, za to, że nie domyłem talerza. I to nie były zwykłe uderzenia-tu się zatrzymał i pokazał swój brzuch. Cały był w siniakach, w strupach. Straszne. Gee tylko spojrzał na Franka pocieszająco i zrozumiał, że musi pomóc temu chłopakowi, choćby nie wiadomo co miało się wydarzyć. On potrzebował pomocy, tak samo jak i on. Może.. może pomogą sobie nawzajem? Brunet kontynuował.- Tak więc dyrektor zawiesił mnie w prawach ucznia i powiedział, że jeśli jeszcze raz dostanie jakiś znak, to wyrzuci mnie ze szkoły. Po wejściu do domu, tata zaczął się na nie wydzierać. Ja próbowałem mu wyjaśnić to wszystko, jednak on nie chciał mnie słuchać. Później poszedł do swojej sypialni razem z mamą, a ja wszedłem do swojego pokoju, zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłem. Nie wiedziałem, gdzie mam się kierować. Zabrałem z portfela mamy około tysiąca dolarów i cicho wyszedłem z domu. Poszedłem na dworzec i kupiłem bilet na najbliższy pociąg. A że był do New Jersey, to czysty przypadek. Wyszedłem z pociągu, po czym chciałem znaleźć jakiś hotel i przenocować, jednak wszystko było pozajmowane. Chciałem wrócić do cholernego Seatle. Zabrać resztę rzeczy i uciec do Londynu. Wpadłem jednak na Ciebie i resztę historii już znasz…
Gee nie wiedział, co miałby powiedzieć. Zrobił to, co uważał za słuszne i przytulił bruneta. Wiedział, że głupie gadanie typu „przykro mi”, pogorszyłoby stan Franka. Natomiast uścisk miał dużą wartość. Chciał, żeby Frankie wiedział, że on mu pomoże. Że nie zostawi go samego.
Wolał jednak mu o tym powiedzieć. Chciał się przed nim otworzyć, ale nie teraz. Niedługo.
-Frank? Wiesz, że ja Ci pomogę? Możesz u mnie zamieszkać, jeśli chcesz. Nie musisz się martwić. Ja… wiem, że to musi cholernie boleć. Wiem, jak to jest nie mieć praktycznie nikogo bliskiego i żyć w rutynie. Chcę, żebyś był szczęśliwy…- powiedział szczerze czarnowłosy. Nie spodziewał się, że historia Franka tak bardzo go wzruszy. Może i był mężczyzną, ale po prostu chciało mu się płakać, gdy słyszał o tym, co niczemu winny chłopak przeżywał. Nie była ona „typową” historią, którą każdy zna. Ona była… historią Franka Iero. Nigdy jeszcze nie słyszał o czymś takim. To było nienormalne. Gdyby tylko mógł coś zrobić tej cholernej matce… Przecież ona była chora. Wychowała cudownego syna, którego tak potraktowała.
Iero był cudowny, bo dał radę to wszystko przeżyć. Połączył naukę, z opieką nad siostrami, z opieką nad domem… Był po prostu bohaterem. I Way nie twierdził tak dlatego, że Frank mu się podobał, czy coś z tych rzeczy. Po prostu… taka była prawda i chyba każdy tak by powiedział, nieprawdaż?
-Ja..dziękuję. Bardzo Ci dziękuję. Jesteś moim wybawcą, wiesz?- szepnął brunet. Way podniósł delikatnie kąciki ust i odpowiedział:
-Nie jestem. Po prostu wiem jak to jest być samemu. Życie jest do dupy, stary…- stwierdził fakt Gee i uroczo się uśmiechnął.- A teraz mam propozycję… Chodźmy spać i jutro pogadamy. Oprowadzę Cię trochę po Jersey, jeśli oczywiście chcesz. I jak już wspomniałem, to pogadamy. Nawet jeżeli nie będziesz chciał, to i tak to zrobimy.- tym razem cicho się zaśmiał. Nie robił tego tak dawno… Frank natomiast odpowiedział:
-Jestem za. Jestem cholernie zmęczony i trochę snu mi się przyda.- ziewnął brunet.- Oprowadzisz, bo chcę. Pogadamy, pogadamy. I tak sam chciałbym pogadać. W końcu… skoro mamy razem mieszkać?- uśmiechnął się szeroko i pokazał równiutki rząd swoich białych zębów. – Dobranoc, stary.- zaakcentował ostatnie słowo i wyszedł z pokoju.
Way pokręcił głową. Ten chłopak był taki pozytywny! Miał straszne życie, jednak mimo tego nie poddawał się i szedł dalej. Starał się uśmiechać, nie myśleć o tym.
Nie myśląc zbytnio, Gee po prostu położył się na niezbyt wygodnej kanapie i poszedł spać.
Cóż… czego się nie robi dla Iero? Dużo przeszedł, niech ma trochę dobrego.
***
Następnego dnia rano, Gee został obudzony w niezbyt codzienny sposób. Koło niego leżało coś, a raczej ktoś i dosyć mocno pochrapywało. Tym kimś był oczywiście Frankie. Gee nawet nie mógł się na niego gniewać. Czuł, że Frank będzie świetnym przyjacielem.
Wracając do śpiącego Iero…Way przykrył go szczelniej, gdyż na skórze Frankiego można było ujrzeć gęsią skórkę. Nie chciał, żeby chłopak się przeziębił. Sam wrócił do snu, jednak nie na długo, bo Młody delikatnie nim szarpał.
-Co jest? Eeeej, ja śpię!- krzyknął zaspanym głosem dwudziestolatek.
-Nie, już nie śpisz. Ktoś Ci dzwoni do drzwi.- odpowiedział Iero.
„Gnojku Ty jeden, masz tupet! Nie dość, że możesz u mnie mieszkać za darmo, to jeszcze mnie budzisz. Zemszczę się!”- pomyślał Gerard.
-Nie śpię, żebyś wiedział, że nie śpię. Kto do cholerny jasnej?!- I tak powiedział co innego, niż pomyślał. Z niechęcią wstał z łóżka i powlókł się do drzwi. Zajrzał przez wizjer i ujrzał nikogo innego, jak jego cudowną sąsiadkę, która go nachodziła i twierdziła, że Gee trzyma w domu ludzkie zwłoki, bądź więzi ludzi.
-Nie, ty suko spierdalaj.- rzekł i wrócił do łóżka.
Co jak co, ale Gee przeklinał bardzo dużo. Starał się ograniczać, ale ci cholerni ludzie, których tak bardzo nienawidził, no poza jednym wyjątkiem, nie dawali mu chociaż szans na wyleczenie z „nałogu”.
-Kto to?- zdziwił się reakcją ciemnowłosego Frank i położył się obok Gee.
-Później Ci powiem, teraz chcę spokojnie zasnąć, dobrze?- Frank pokiwał potwierdzająco głową i sam poszedł dalej spać.

NIE OGARNIAM BLOGSPOTA XD

sobota, 23 czerwca 2012

1.

Startuję z czymś zupełnie nowym.Błagam o opinie.Pewnie większość będzie negatywnych,ale proszę,bo to też mi dużo da...
Tytułu jeszcze nie ma.I nie będzie się szybko rozkręcało,początek to...tylko wstęp do długiego rozwijania,mwhahaha :D Drugi się powolutku pisze :)



Obejrzał się za siebie. Na Jego szczęście nikogo tam nie było. Bał się, cholernie się bał ciemnych uliczek. Chociaż trudno było mu się dziwić...
Gerard Way, bo tak się nazywa, wiele przeżył w swoim krótkim, bo dwudziestoletnim życiu.
Gdy miał zaledwie piętnaście lat, został wykorzystany seksualnie przez swojego wujka. Zaatakował go w ciemnej uliczce, stąd ten strach do nich. Po tym zdarzeniu zawsze uśmiechnięty, szczęśliwy nastolatek, zamknął się w sobie i popadł w depresję. Mimo tego, nie powiedział nawet najbliższym. Jego młodszy brat, Mikey mógł się tylko domyślać.
Dorosły już mężczyzna, mimo upływu lat, nadal cierpi. I chyba do końca życia nie będzie w stanie normalnie funkcjonować..Jedyne, co czuje to totalna pustka. Jest sam, boi się ludzi. Od bodajże trzech lat nie rozmawiał z kimś innym niż mama i brat. Musiał zachować pozory normalności. Ze względu na brak pracy, toteż funduszy nie studiuje wymarzonej sztuki. Czy chciał znaleźć pracę? Owszem, jednak strach do ludzi to wykluczał. Mógłby być artystą, tworzyć,później sprzedawać, ale tak też nie mógł zrobić, nie miał pieniędzy na wszystkie potrzebne przybory. Posiadał swoje ukochane ołówki, jakieś farbki i papier. Wszystkie swoje uczucia przelewał na papier. Kiedyś, po feralnym wydarzeniu skierował się do psychologa, który niestety mu nie pomógł, jednak właśnie powiedział mu o sztuce, że w taki sposób też można się odreagować. Problem Gee był jednak za wielki,żeby samo rysowanie pomogło. Czasami, aby się odprężyć, siedział na parapecie i rysował piękny krajobraz za oknem. Wracając do funduszy… Mimo, iż nie pracował, dostawał trochę od ojca, co starczało na spłacenie skromnego mieszkania, oraz uzupełnienie lodówki.Na szczęście nie należał do takich, którzy lubią sobie zjeść. Rok temu mieszkał bowiem z Quinnem, niestety ten przedawkował narkotyki. Jednak ma to też dobrą stronę; Gerard przestał ćpać. Mieszkał z tym chłopakiem ,ale nawet się do niego nie odzywał. Tamten pewnie nie wiedział,ile Way ma lat. Bał się, owszem. Ale był to dobry przyjaciel Mikey’ego, którego na pewno by nie skrzywdził,poza tym czynsz był tańszy. A, że teraz go już nie ma, Gee musi radzić sobie sam. Chyba jeszcze nie został poruszony temat orientacji seksualnej dwudziestolatka. Należał do osób, które powszechnie  są potępiane. Innymi słowy był homoseksualny. Czy to także zamierzał zabrać ze sobą do grobu? Ano owszem. Bał się reakcji innych. Bał się kogokolwiek poznać. Może kiedyś mu się uda, jednak na chwilę obecną szczerze w to wątpił i chciał jak najszybciej umrzeć, lecz nie był egoistą i nie zrobiłby tego Donnie i Mikey’ovvi.
     Nadal idąc ulicą, zaczepił go jakiś przechodzień, który prawdopodobnie pierwszy raz znajdował się w New Jersey. Jakiś nędzny gnom przerwał mu rozmyślanie o swoim nędznym życiu.
-Eee …Ja przepraszam…Po prostu śpieszę się na autobus, a navvet nie wiemvviem gdzie jest przystanek, no i…-kurdupel spojrzał w oczy ciemnowłosego.Tamten zszokowany po ujrzeniu bruneta tylko mrugnął i szepnął:
-Zależy o jaki Ci przystanek chodzi…
Jeśli chodzi o Gee, to był duży krok. Odezwał się do kogoś, a to nie był nikt z rodziny, ani pani z pobliskiego sklepu .Co jak co, ale mały miał piękne, duże oczy. Stąd to zszokowanie. Nigdy takich nie widział.
„Gee ,do cholery, przestań!”-skarcił się w myślach.
Po chwili ciszy przechodzień się odezwał
-Sam nie wiem…Zgubiłem się, jestem tu pierwszy raz. Nie wiem nawet,gdzie jest jakiś tani hotel. Pomożesz mi? Proszę…- Gerard postanowił pomóc dzieciakowi i jak nigdy zaczął normalnie rozmawiać
-Pomogę Ci, jasne. Słuchaj, jest już późno, jesteś w obcym mieście. Chyba nie pozostaje mi nic innego, niż przenocowanie Cię u mnie w mieszkaniu. Jednak…Są dwa pokoje, z czego jeden odpada, bo…zaćpał się tam mój były współlokator i wolę nie ryzykować. Chyba, że jesteś tak bardzo odważny,a zarazem tępy, że chcesz tam spać.
Sam zdziwił się ,że go zaprosił, na noc…Ale cóż, młody przypominał mu dawnego siebie.Strasznie zagubionego…
Ironia, człowiek,który od kilku lat z nikim nie rozmawia,nagle zaprasza całkiem obcego człowieka do siebie na noc.
-Naprawdę? Cholera, nie musi…
-Nie dokańczaj. Zaprosiłem Cię, a nie odmawia się starszym, prawda?- przerwał Way. Sam był zdziwiony chociażby normalnością swojego głosu.
-Ja… dziękuję, naprawdę. -wyszeptał i się zaczerwienił-Frank, Frank Iero.
-Gerard Way,miło mi.
Tak właśnie rozpoczęli drogę do mieszkania Gee.
A sam Gerard stwierdził, że nie zaprzyjaźni się z Frankiem, ba, nawet nie chciał z nim rozmawiać.
Mimo to i tak, gdy usłyszał Jego głos, po prostu zmiękł.
-Tak w ogóle…to ile masz lat, jeśli oczywiście można wiedzieć?
„Nie odpowiadaj”
„Nie odpowiem”
-Dwadzieścia. A Ty?- odpowiedział starszy.
„No i co Ty zrobiłeś?!”
„A spierdalaj”
-Siedemnaście… Nie jesteś aż taki stary, na jakiego wyglądasz.- podsumował Iero.
-Bardzo dziękuję za komplement…Ach, Ty czasem nie powinieneś być w domu, z rodzicami i się uczyć?- bruknął Gee.
-Właściwie, to powinienem, ale wszystko się zmieniło i nie mam zamiaru wracać do domu.- Frank spuścił głowę. Gerard bardzo chciał dowiedzieć się, dlaczego tak jest, jednak nie chciał naciskać.
-Przepraszam, nie powinienem pytać… Zresztą zapomniałem już, jak to jest rozmawiać z ludźmi. 
I zastała cisza, czy była ona krępująca? Raczej nie.
Można wywnioskować to, że Frank nie miał za dobrej sytuacji. Na pewno jednak nie miał gorzej niż Gerard, mimo chwilowej bezdomności.
Bowiem po 20 minutach dotarli do starej kamienicy, w której znajdowało się mieszkanie czarnowłosego. 
Wyżej wspomniany, próbował okazać trochę kultury i grzecznie wpuścił Franka do niewielkiego mieszkania i wprowadził do pokoju, w którym prawdopodobnie będzie spał.
-Dziękuję. Ale zaraz, gdzie Ty będziesz spał?
„Oczy…”
„Zamknij się. Nie myśl o nim w ten sposób,  nawet go nie lubisz!”
„Taa, ale te oczy…”
„Gee, przymknij się”
I do czego to dochodziło? Przez jednego kurdupla wykazuje większe skłonności choroby psychicznej.
-O mnie się nie martw, pójdę na kanapę. Też jest niezwykle wygodna.- odpowiedział i wzruszył ramionami. Przecież jedna, bądź parę nocy na kanapie go nie zbawi.
I tak właśnie rozpoczęło się wspólne mieszkanie Gerarda i Franka…